Jeśli
do tej pory myślałam, że to ja łamię przepisy tego ośrodka,
byłam w wielkim błędzie. To znaczy... ja też je łamię. Teraz,
stojąc pod prysznicem damskiej łazienki, po ciszy nocnej paląc
papierosy. Nawet nie wiem, czy to nie jest gorsze od odwiedzania
Nialla.
-
Powinniśmy wymyślić ksywkę dla Patricka - rzuca Matt, przerywając
ciszę i zaburzając swoim oddechem dym, który ciężko wisi w
powietrzu.
-
Boże.
Śmieje
się i kiwam głową idąc na to. Zee opiera się o ściankę i
patrzy w podłogę z papierosem blisko wypukłych ust, z pewnością
zmęczona tym tematem.
-
Hmm... to musi być coś, wiesz, mocnego.
-
Fiutek - chłopak chichocze.
-
Och, serio? - Zee przewraca oczami. - Co za dziecinada.
-
Ciągnik - przyłączam się.
-
Spermiatka.
Unoszę
brwi i zaczynam się śmiać, niezbyt głośno aby żaden z nocnych
stróży tego nie usłyszał. Zaciągam się różowym papierosem,
wypuszczam dym i mówię:
-
Bzyczek Patryczek.
Matthew
nie może powstrzymać śmiechu. Moja współlokatorka prycha, jednak
widzę jak kąciki jej ust się unoszą.
-
Wybuchałbym śmiechem za każdym razem.
- Te
teksty są zbyt gejowskie - zauważa przyjaciółka.
-
Chyba nie słyszałaś gejowskich tekstów, siostro.
Mam
łzy w oczach. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak dobrze się bawiłam.
-
Zaskocz mnie.
Matthew
przyjmuje wyzwanie. Gasi drugiego papierosa o ściankę prysznica i
długo zagryza wargę.
-
Funkcjonariusz Duża Dupa.
-
Detektyw - nie mogę dokończyć przez mój śmiech.
- H,
bo się zapowietrzysz.
Mój
brzuch boli.
-
Detektyw Blade Jądro - wyrzucam w końcu. Matthew śmieje się za
głośno i zgarnia klapsa od Zee.
-
Doktor Między-dupie.
Śmiejemy
się długo, trzymając za brzuchy. Zee też się śmieje, bardziej z
nas niżeli naszej głupoty, ale zawsze. Kiedy trochę uspokajamy
nasze oddechy chyba nic nie jest w stanie pobić Doktora
Między-dupie, dlatego zapada cisza. Chłopak sięga do swoich
dżinsów wyciągając paczkę fajek i oferuje je nam ponownie, odmawiam. Zee bierze dwa "na zapas".
-
Powinniśmy już iść zanim świetliki zorientują się, że tu
jesteśmy. - Kiedy to mówi ja ze współlokatorką już jesteśmy
przy umywalkach oglądając się w dużych lustrach naprzeciwko.
Matthew włącza wodę w kabinie gdzie staliśmy by dym uleciał do
kanalików klimatyzacyjnych wraz z parą.
-
Zmywajmy się.
-
Muszę siku, przyjdę za chwilę - deklaruję. Zee kiwa głową, a
Matt nachyla się i ściska mnie na pożegnanie.
-
Miłego sikanka, czy coś - mówi i marszczy brwi przy tym.
-
Dzięki?
Znikają
za drzwiami. Odczekuję pięć minut i okej, to że chciało mi się
siku wcale nie było kłamstwem, musiałam ich jakoś zbyć a przy
okazji dobrze wykorzystać te pięć minut. Nieważne. Rzecz w tym,
że Niall już pewnie na mnie czeka i jeśli znów nie zjawiłabym
się tam byłby zły, smutny lub oba na raz (czego naprawdę nie
chcę). Wychodzę cicho lecz szybko z łazienki i przemykam obok
ścian pojawiając się tylko w cieniach, gdy mijam okna. W pewnym
momencie słyszę kroki, które są tylko bliżej i bliżej, i stają
się głośniejsze. Zastygam z plecami przywartymi do szorstkiej
ściany, jak i sercem przywierającym do moich żeber. Strumień
światła śmiga w tę i z powrotem po betonowej podłodze z cudem
mijając mnie. Kiedy jest już daleko ode mnie odklejam się od
ściany i kontynuuję swój szybki chód w stronę... no właśnie w
stronę czego? Nie będę się nad tym rozwodzić, po prostu w stronę
pokoju 412. Mijam łazienkę, której drzwi tym razem są zamknięte
i nie sprawdzam, czy oby na pewno nie ma tam chłopaka. Drzwi do jego
pokoju są dla mnie otwarte, dosłownie. Wchodzę i zamykam je za
sobą.
Tak
jak zawsze, Niall siedzi na swoim łóżku i bawi się poszwą
kołdry.
Tak
jak zawsze, jest ciemno, cicho i z początku trochę niezręcznie.
- Hej
- szepczę do sylwetki oświetlonej przez blade światło. Tej nocy
wyjątkowo słabe. Niall nie reaguje, lecz kiedy siadam naprzeciwko
niego widzę uśmiech. - Cieszysz się? - pytam głupio.
- Tak
- mówi odważnie, tym razem patrząc na mnie. Uśmiecham się i
mogłabym przysiąc, że jeśli nie było by tak ciemno na jego
policzkach rozkwitłby róż, tak jak wtedy w sali pana Lyncha. -
Myślałem, że nie przyjdziesz.
-
Oczywiście, że przyjdę. - Poprawiam się w swojej pozycji. Nasze
kolana się dotykają. - Wiesz, że mamy przechlapane?
Chłopak
marszczy brwi.
-
Dlaczego?
- Nie
mam pojęcia co Barbara by zrobiła, gdyby się dowiedziała.
Niall
zastanawia się chwilę.
-
Zabiłaby nas - mówi.
-
Pewnie tak - chichoczę cichutko. Niallowi nagle nie jest do śmiechu.
Zbliża palce do swoich ust. - Co jest? - nie wiem dlaczego szepczę.
- Co
jeśli naprawdę się dowie? - jego głos przepełnia się
niepewnością. - Co jeśli zabroni nam... O, Boże.
Chłopak,
który jeszcze chwilę temu był rozluźniony i wesoły w jednej
sekundzie stał się spanikowany. Jak to działa? Jak można tak
szybko "skakać" po emocjach? Jakby były okrągłymi
punktami, które parzą, kiedy stoi na nich za długo i szybko musi
przeskoczyć na inne.
-
Jeśli oni się dowiedzą, oni... O, Boże. Oni nie mogą, nie...
Jeśli pan Cooper się o ty dowie - papla bez sensu.
-Jacy
oni? Kim, do cholery, jest pan Cooper?
Wyciągam
palce z ust Nialla, bo nie potrafię zrozumieć reszty. On naprawdę
zaczął panikować. Jego dłoń drży pod moją, a oddech ma głośny
i nie równy. Przysuwam się bliżej, jeśli to w ogóle możliwe.
Chwyciwszy dłońmi smukłą twarz patrzę w jego oczy, które parzą
wszędzie tylko nie na mnie. Niall nadal mamrota coś o Barbarze i
nigdy jeszcze nie słyszałam, żeby mówił tak dużo w tak
zawrotnym tempie.
-
Niall, opanuj się! Spójrz na mnie. Halo, popatrz na mnie. - To nie
działa. Sprzedaje mu lekki policzek. - Popatrz na mnie!
I
robi to. Jest zdyszany, ale jego usta w końcu jego się zamykają.
Moje kciuki szybko pocierają skórę, upewniając się czy policzki
chłopca nie skaziły łzy. Nie. Miał po prostu mały napad paniki.
- Już
okej. Oddychaj.
Niall
zamyka oczy na dłuższą chwilę. Dopiero gdy je otwiera,
przeszywając mnie tymi niebieskimi oczami, zauważam jak blisko
siebie jesteśmy. To powinno być niekomfortowe, to powinno nie
wyglądać tak jak wygląda, ja nie powinnam była... Och, ja muszę
się odsunąć.
To
powinno być nie komfortowe, lecz takie nie jest. Musze się odsunąć,
naprawdę już to robię... centymetry... Nie mogę. To dłonie
Nialla, chwytają moje nadgarstki, utrzymując moje ręce tam gdzie
są przez cały czas - na twarzy chłopaka. Ten ruch wydaje mi się
potrzebujący i zachłanny. Nie, on taki jest. Niall taki jest. Nagle
zdaje sobie sprawę, jak długo musiał być sam. Każdą noc spędzać
w tych czterech ścianach, samotnie, bez nikogo. To nie tak, że mu
współczuję i robię to z litości. On tego potrzebuje. Ja tego
chcę. To silniejsze ode mnie, a kiedy go całuję nie ma nic
lepszego. Blondyn jest taki niepewny, nieśmiały, zszokowany...
potrzebujący oraz pragnący. Emocje rosną we mnie, wypełniając
całą. Nigdy nie doświadczyłam czegoś tak delikatnego, kruchego i
perfekcyjnego. Pytania mnożą się w mojej głowie, jak motyle w
brzuchu. Razem to jest niemal przytłaczające uczucie, lecz w jakiś
inny, specjalny sposób. Wydaje mi się, że mija wieczność choć w
rzeczywistości nie mija nawet minuta. Wtedy czuję wilgoć pod
palcami. Srebrne łzy w kącikach jego oczu. Chcę się odsunąć
tylko trochę, by móc na niego spojrzeć, nie mogę.
- Nie
- prosi słabo.
Wsuwa
palce w moje włosy, przez co ogarniają mnie lekkie dreszcze. Mogę
to nazwać najlepszą chwilą w moim życiu, zdecydowanie. Całujemy
się jeszcze długo. Nie jest to wymuszone, szybkie, czy niedbałe.
Wymieniamy po prostu pocałunki z zamkniętymi oczami, delektując
się chwilą. Później już nawet nie można nazwać tego całowaniem
się. Jesteśmy tylko blisko. Jego usta przy kąciku moich. Czuję
spokojny oddech na policzku i również jestem spokojna.
-
Niall. - Przerywam ciszę. Chłopak nawet nie drga.
Robię
coś, czego chciałam od dawna. Wplątuję palce w miękkie włosy na
karku blondyna. Niall relaksuję się pod tym dotykiem. Jego głowa
spada na moje ramię, rękami obejmuję mnie w pasie. Może i zawsze
wydawał mi się kruchy, w tej piżamie, pod maską nieśmiałego
chłopca, jednak tak naprawdę w cale taki nie jest. To ja, czuję
się mała w jego ramionach. Nigdy o tym nie myślałam. Niall nie
jest dzieckiem. Jest mężczyzną, który najzwyczajniej jest
spragniony drugiej osoby. Chce czuć, chce odkrywać, wiem to po
sposobie w jaki składa pocałunek na mojej szyi. Potrzebuje
bliskości i prawda jest taka, że to nie ja jestem jakaś wyjątkowa.
To nie ja jestem aniołem, którym nazwał mnie za pierwszym razem.
Prawda jest taka, że kto by tu nie przyszedł, Niall poczułby z tą
osobą więź. Ta myśl jest odrażająca i sprawia, że czuję się
taka... zdradzona? Bardzo dziwne uczucie. Ta świadomość boli, jest
odrażająca i... chora.
Nie
chcę tego w ten sposób.
-
Niall - odsuwam go od siebie - ja muszę już iść.
- Co?
Niall
jest w szoku. Niebieskie oczy powiększają się.
-
Muszę iść - wstaję i razem ze mną Niall.
-
Nie, proszę - jego głos się załamuję. Chwyta mnie za rękę.
Kiedy stoi jest trochę wyższy ode mnie. Zapiera mi dech - jest
piękny. Jego oczy lśnią jak diamenty, broda drży. - Nie wychodź
jeszcze.
-
Przepraszam - szepczę, puszczam jego dłoń, odchodzę.
Nie,
nie mogę tego zrobić. Już chwytam za klamkę, lecz nie potrafię.
Słyszę szloch za plecami i nie potrafię. Nie mogę go zostawić
samego. Moje serce rozrywa się na samo wyobrażenie jego, siedzącego
ponownie samotnie, pozostawionego samemu sobie z ciemnością dookoła
i emocjami jak na dłoni.
-
Zostań.
Wewnętrzna
ja śmieje się z siebie i swojej naiwności. Głupia, głupia,
głupia.
Odwracam
się przodem do niego. Niall nadal stoi w tym samym miejscu miętoląc
rękawy swojej koszuli.
-
Przepraszam - powtarzam teraz wcale nie mając zamiaru wychodzić.
Obserwuję jak siada na krawędzi łóżka i zaczyna się bujać w przód i w
tył. Nagle przypominam sobie, czego chciałam się dziś dowiedzieć.
Staję
naprzeciwko chłopaka, dotykam jego włosów nienawidząc się za to.
Powinnam odejść, oczywiście, że tak.
-
Niall - uwielbiam sposób w jaki brzmi jego imię - możesz,
proszę, powiedzieć mi o czymś?
Może
jeśli dowiem się, co tak naprawdę mu dolega, to nie będzie miało
w sobie takiego nonsensu jakiego nabrało teraz. Może jego
zachowanie jest spowodowane tym... co mu jest. Coś musi być, skoro
jest tutaj, w ośrodku, w bloku dla osób chorych.
- Co
tylko chcesz, tylko nie wychodź - mówi stłamszonym głosem,
ponieważ twarz ma schowaną w rozdygotanych dłoniach.
-
Popatrz na mnie. - Kucam przed chłopakiem i zabieram jego ręce.
Trzymam je, zauważając jak dużo większe są od moich. Jestem tym
zaabsorbowana. Nagle nabieram chęci poznania całej masy tych
rzeczy, które nas łączą i różnią. Chcę okrywać ciało
blondyna, zobaczyć co dzieje się w jego głowie, zatopić się w
jego myślach. Poznać reakcje na dotyk, rozszyfrowywać go jak
najznakomitszy, najtrudniejszy w świecie rebus, który jest
przeznaczony tylko dla minie. Chcę słyszeć jego głos kiedy, jest
szczęśliwy i jak brzmi nad ranem gdy się budzi. Tak naprawdę, to
co zrobiliśmy dzisiaj, czyli to, że się całowaliśmy, było tylko
maciupeńką częścią tego doświadczenia. Pragnę go poznawać i
odkrywać... i dlaczego to wszystko jest takie pogmatwane? Dlaczego
wiem, że Niall tego też chce, ale tak naprawdę nie ze względu na
mnie, tak jak ja chcę tego ze względu na niego. On chce t e g o.
Chce zagadek i rebusów, które nie koniecznie muszą być m n ą.
Te
myśli bolą, lecz znoszę to. Nazwijcie mnie głupią, jednak co mam
zrobić? Zostawić go? Jak okrutna musiałabym być, żeby to zrobić?
Liczy
się to, że teraz jego oczy są wlepione we mnie jakby nie było
niczego innego na świecie. To takie mylne. Chcę krzyczeć.
-
Musisz mi powiedzieć co ci dolega.
Mała
zmarszczka pojawia się pomiędzy brwiami blondyna, a wzrokiem ucieka
na podłogę.
- Hej
- potrząsam jego prawą dłonią.
-
Dlatego chciałaś wyjść? Bo jestem nienormalny?
- Co?
Nie - odpowiadam szybko. - Oczywiście, że nie, Niall. Nie jesteś
nienormalny.
-
Więc dlaczego chcesz to wiedzieć?- To ten rodzaj głupiego
pytania, na które trudno odpowiedzieć.
-
Muszę to wiedzieć.
- Ale
dlaczego?
-
Chcę wiedzieć na czym stoję.
Niall
nie rozumie tej odpowiedzi.
-
Chcę wiedzieć dlaczego masz takie... zachowania - precyzuję.
- To
znaczy?
- Na
przykład... szybko zmieniasz nastrój, lub zdanie. Raz czegoś
chcesz, a zaraz jednak nie.
Wzrusza
ramionami.
-
Może tak mam?
-
Bujasz się.
Wzdycha.
- Po
prostu chcę wiedzieć - namawiam go. Moje kolana zaczynają boleć,
więc siadam obok niego na łóżku.
- I
tak nie znasz się na tym i nie zrozumiesz...
-
Chcę spróbować, proszę.
Wzdycha
ponownie. Siedzimy w ciszy przez chwilę.
-
Zaburzenia osobowości.
Kurka, to już brzmi skomplikowanie.
-
Okay...
- I
chorobę sierocą - dodaje - ale szybko można się z tego wyleczyć
i ja to robię - kiwa głową, potwierdzając swoje słowa.
- To
powoduje te eee, bujanie?
- Nie
panuję nad tym, nawet nie wiem kiedy to robię - Niall znów
zaczyna się trochę stresować. Obgryza paznokcie. - Nie odejdziesz?
Patrzy
na mnie zmartwiony i niepewny.
-
Nie, głupku.
Jego
ramiona opadają w uldze.
-
Jeszcze jedno - przypominam sobie. - Kim jest Pan Cooper?
-
To... mój psychiatra.
Niall
wydaję się zawstydzony tym faktem.
- Ja
mam psychoterapeutę - mówię, żeby go pocieszyć.
-
Serio?
- No
- wzruszam ramionami. - Pamiętasz jak wczoraj weszłam ci na lekcje
z panem Lynchem?
Chłopak
potakuje szybko.
-
Więc, kiedy wychodziłam z klasy wszedł taki koleś w koszuli,
pamiętasz?
Marszczy
brwi.
- Nie
pamiętam.
Czyżby
Niall, był tak bardzo zajęty myśleniem o mnie, że zapomniał o
całym bożym świecie?
Tak H, na to wygląda.
- W
każdym razie, to mój psychoterapeuta.
- Po
co ci on? Przecież jesteś normalna.
-
Mówię mu to samo - śmieje się.
Później
siedzimy w miłej ciszy. Niall gdzieś odlatuje, spoglądając na
ściany i kontynuuje bujanie się w przód i tył. Ja spoglądam na
zachmurzone nocne niebo przez spore okno, dokładnie takie samo jak u
mnie w pokoju.
-
Teraz naprawdę muszę już iść - mówię po jakimś czasie. Niall
potrząsa głową, spoglądając na mnie. Wymuszam uśmiech na swoje
usta, bo, cóż, wcale nie chcę wychodzić. Podchodzę do drzwi i
mówię mu dobranoc, dostając taką samą odpowiedź.
Jestem
ciekawa ile w ogóle czasu spędziliśmy razem. Wchodząc do swojego
pokoju widzę, że Zee nie śpi. Siedzi na parapecie okna, a kiedy
słyszy, że przyszłam patrzy na mnie w oczekiwaniu.
Choleracholeracholera.
-
Cześć? - mówi. - Myślałam, że może utopiłaś się w sedesie,
bo nie było cię jakąś godzinę, jeśli nie dłużej.
Elektryczny
zegarek wskazuję drugą czterdzieści.
- Mam
przechlapane, co?
- Nie
inaczej. - Zeskakuje z parapetu. - Wiesz, że jestem takim ciekawskim
człowiekiem, więc wymyśl dobrą bajeczkę na dobranoc. Co robiłaś
przez godzinę w kiblu, o drugiej w nocy?
- To
skomplikowane.
Siadam
na swoim łóżku. Zee ma zmarszczone brwi. Podchodzi do mnie i nie
wiedzieć czemu, ogląda moje ręce, na całej długości i dotyka
nogi.
-
Dlaczego mnie obmacujesz?
-
Sprawdzam czy nic sobie nie robisz.
-
Myślałaś, że się tnę?
Dziewczyna
wzrusza ramionami.
- Co
w tym dziwnego?
- Nie
zrobiłabym tego. To głupie - stwierdzam.
- Jak
sobie chcesz. - Odchodzi na swoje łóżko. - To co robiłaś?
-
Obiecaj, że nikomu nie powiesz.
-
Okay.
-
Obiecaj - ubieram się.
-
Obiecuję.
Biorę
długi, przepełniający moje płuca oddech, zastanawiając się jak
obrać to wszystko w słowa.
- Ja,
tak jakby spotykam się z kimś...
- Z
kimś?
- Z
chłopakiem.
- O,
Boże. To nie jest Patric, co nie? - pyta przerażona.
-
Nie, w życiu. Tak jakby, przed chwilą nazwaliśmy go Doktorem
Między-dupie. Jak mogłabym? - śmieje się.
Zee
pomrukuję zadowolona, wyciąga jednego papierosa i zapalniczkę z
małej szufladki w stoliku. Przyglądam się jak zapala papierosa,
zaciąga się, wypuszcza dym po czym mówi:
-
Powiedz kto to.
- Nie
mogę.
- Co?
- Nie
mogę.
- To
jakieś mega tajne?
- W
zasadzie.
- Nie
rób sobie jaj, H.
Wzdycham.
-
Więc?
- Ma
na imię Niall. - Pójdę do piekła.
Dziewczyna
nie mówi nic przez chwilę. Przegryzam swój policzek od środka w
nerwach.
- Nie
znam nikogo z takim imieniem - zauważa. - Nieważne. Chodzi z nami
do szkoły?
-
Nie...
-
Więc jest w wieku Matthew?
-
Chyba nie...
- Nie
wiesz w jakim jest wieku?
- No
nie bardzo.
- Co
ty o nim wiesz?
W
zasadzie to nic - uświadamiam sobie.
- Nie
mogę ci powiedzieć o nim zbyt wiele.
Pamiętam
jak wczoraj Zee naśmiewała się z "psycholi" w bloku D.
Nie chcę, żeby powiedziała to zaraz Mattowi i naśmiewała się
także z tego, że jednym z nich się zauroczyłam.
-
Hope, wiem, że znamy się krótko, ale możesz mi powiedzieć
wszystko, pamiętasz?
- No,
tylko, że ty... będziesz się ze mnie nabijać.
- Nie
będę, przysięgam. Czekaj. - Wyrzuca papierosa przez okno. - Właź
pod kołdrę.
- Co?
-
Właź pod kołdrę, idiotko - macha rękami, żeby mnie pogonić,
więc robię to co mi każe. Zee kładzie się obok, przykrywając
nas do samej brody. Czuję od niej dym papierosowy i dopiero teraz
sobie uświadamiam jak mogłam śmierdzieć fajkami podczas całowania
się z Niallem. - Co ci jest?
- Nic
- odpowiadam. Czuję się zażenowana.
- Nie
jestem lesbijką, nie musisz się tak zawstydzać.
- Ha,
ha.
-
Dobrze, teraz mów.
Jest
ciemno i ledwo ją widzę. W naszym pokoju księżyc rzuca światło
na inną stronę, niż w pokoju Nialla.
-
Dlaczego wlazłaś mi do łóżka? - pytam.
- Bo
tak jest mniej krępująco. Nie widzisz mnie, ale mnie słyszysz i
czujesz - klepie mnie w udo na potwierdzenie. - Będzie ci łatwiej
się zwierzyć.
-
Okay - szepcę.
- Jak
na spowiedzi, kochaniutka.
-
Boże, jesteś taka głupia.
- No
mów już. Ma na imię Niall i...
-
Jest z bloku D.
Przez
długi czas słyszę tylko nasze oddechy.
- Co,
do licha?
-
Słyszałaś.
-
Spotykasz się potajemnie z jakimś... chłopakiem, z bloku D?!
-
Tak, ale...
-
Wiesz co ty robisz?!
-
Wiem, ale...
-
Łamiesz zasady.
-
Tak, ale...
-
Jesteś totalną, zjebuską! On może być chory na głowę.
- Nie
jest.
-
Skąd wiesz? Nie wiesz. Może dobrze udaje?
- Zee
nie znasz go, on jest - zastanawiam się jak obrać Nialla w
odpowiednie słowa - po prostu jest.
-
Woah, to rzeczywiście, musi być... super. Nie wieżę, że łamiesz
największą zasadę ośrodka - szepcze jakby z podziwem.
Później
leżymy cicho. Myślę co właśnie zrobiłam i o tym, co myśli Zee.
- Co
masz zamiar z tym zrobić? - pyta po czasie.
- Nie
wiem.
-
Masz zamiar spotykać się z nim przez cały rok jakby... w ukryciu ,
a później zwyczajnie odjechać?____________
Jeśli szanujesz moją pracę włożoną w to opowiadanie skomentuj!