2016-12-20

Podziękowania, Podsumowanie

Chcę zacząć od podsumowania tego fanfika. Było to moje chyba trzecie, pełnometrażowe ff, które opublikowałam w internecie i muszę powiedzieć, że było najlepszym co napisałam. Jestem z niego zadowolona i naprawdę nie miałam takiego odzewu jeszcze nigdy. Na tę chwilę wyświetlenia na blogu wynoszą ponad 7,5 tysiąca, a odsłon na wattpadzie ponad 2 tysiące co daje nam ponad 9 tysięcy wyświetleń  + 271 głosów oddanych na wattpadzie!!!!
Wiem, że to nie dużo w porównaniu do innych, ale nie chcę się porównywać i jestem wdzięczna nawet za krótkie zerknięcie na moją pracę. Włożyłam w tą opowieść całe swoje serce, płakałam i ekscytowałam się opisując historie bohaterów.

Dziękuję każdej osóbce, która przeżywała to razem ze mną. Jestem taka szczęśliwa, że udało mi się uzyskać kilkoro stałych czytelników, którzy angażowali się i powiedzieli (napisali) tyle wspaniałych, krzepiących słów w moją stronę, ale także tym cichym aniołkom, których głosy widziałam pod każdym rozdziałem i uśmiechałam się do telefonu jak głupia. Jesteście wspaniali, naprawdę.

Chcę powiedzieć, że to opowiadanie niosło ze sobą szczególne przesłanie. Opisy doświadczeń bohaterów nie zostały wyssane z palca, ponieważ takie sytuacje naprawdę mają miejsce na świecie, choć może nam się wydawać, że nas to nie dotyczy. Zwracajcie uwagę na drugiego człowieka, kochani. Pomagajcie i bądźcie po prostu dobrymi ludźmi, ponieważ na miejscu moich fikcyjnych postaci może być każdy, nawet my, jeśli nasze życie potoczy się nie tak jak powinno. Nieście ze sobą miłość, ponieważ jest ona teraz szczególnie potrzebna temu światu.

Kiedy zaczęłam publikować to opowiadanie, marzyłam o wydaniu go jako książki. Nie wiem czy nadal tego chcę, wydaje mi się, że jest to nadal za słabe, jednak będę rozwijać się w tym kierunku, pisać do wydawnictw i brnąć za swoimi marzeniami, ponieważ Wy, kochani dodaliście mi takich sił jak jeszcze nikt nigdy. Dziękuję, szczerze dziękuję.

Kocham Was,
Wasza Karmen xx

PS.
Muszę Was zaprosić do czytania mojego nowego fanfiction "Ogród", który tym razem jest o Beyonce i o Rihannie! Jest całkiem inny niż Zamknięci, więc nie powinien Was znudzić.

2016-11-23

Epilog

Matthew

Czuję niezwykłą ulgę, dreszcze, które biegną wzdłuż mojego kręgosłupa. Błogi uśmiech chyba przysłania mi całą część twarzy, gdy w brudnym pokoju z zaciągniętymi roletami wciągam do nosa kolejną, białą kreskę za pomocą dolara. Nachodzi mnie nieodparta ochota kichnięcia, lecz udaje mi się to skutecznie powstrzymać. Włączam głośną muzykę, kładę się na łóżku, zapominając o istniejącym świecie. Mam wrażenie jakbym unosił się ponad ziemią, nie dużo, wystarczająco. Kocham to. Nie czuje się tak po niczym innym, chociaż mam marzenie, ukryte głęboko w najciemniejszych kątach swojej podświadomości. Marzenie o tym, aby patrzeć w oczy jakiegoś człowieka i czuć się właśnie w ten sposób, by jedynym wspomagaczem były nasze uczucia i one sprawiały, że unoszę się nad ziemią. Nie dużo... wystarczająco. Czy to nie byłoby piękne? Usłyszeć głos, który wywołuje takie same dreszcze jak po wciągnięciu kreski. Chciałbym kiedyś uzależnić się od kogoś w ten sposób. To sprawia, że powątpiewam w takie doznania. Można się w ogóle zakochać? Czy to coś istnieje, czy jest tylko tworem naszych chorych umysłów?
Nie uzyskam odpowiedzi na te pytania, ponieważ ktoś jak zawsze musi mi w tym przeszkodzić. Nawet nie muszę na nią patrzeć. Wchodzi cicho do pokoju, ścisza muzykę na głośnikach, po czym skrzeczenie fotela na kółkach roznosi się po małym pomieszczeniu.
- Matt, zadam ci pytanie, dobrze? - pyta. Jej głos przesiąknięty jest łzami. Nadal nie patrzę w stronę kobiety, bo to bardzo by mnie osłabiło. - Czy ty w ogóle darzysz mnie jakimiś uczuciami?
Marszczę brwi. Przekręcam głowę w bok, by ujrzeć opuchnięte i zaczerwienione oczy swojej matki. Coś ściska mnie w żołądku, przypominając o takich zwykłych ludzkich uczuciach... poczucie winy, empatia.
- Kocham cię. - Wraz z moimi słowami, więcej słonej cieczy samoistnie wypływa spod jej powiek. - Dlaczego płaczesz?
- Ponieważ wiem, że kłamiesz - niemal szepcze.
Czuje jakby moje serce rozrywało się na dwa kawałki.
- Nie rozumiem dlaczego to robisz - kontynuuje. - Jestem złą matką? Jest ci źle, masz jakiś problem?
Unoszę się do pozycji siedzącej, by wziąć drżące dłonie brunetki w swoje.
- Nie potrafię tego zrozumieć. Przynosisz wstyd dziewczynkom i mi... Ludzie o nas plotkują. Chcę dla ciebie jak najlepiej i ja... Kocham cię, jesteś moim synkiem, powiedz co robię źle, a się poprawię, tylko proszę - wbija zachłanne spojrzenie we mnie - proszę, przestań się tak krzywdzić. 
Zgarniam kruchą sylwetkę mamy w ramiona, bo tylko to mogę zrobić.
- Wiesz, słyszałem, że w Kolorado, jest taki ośrodek - zaczynam. - Mają tam oddział dla osób uzależnionych... Pomyślałem, że długoterminowe leczenie by mi pomogło. Naprawdę nie chcę cię krzywdzić, przysięgam - mówię cicho, usiłując uspokoić drżące ciało. Mama kiwa głową przyznając mi rację i jeszcze bardziej tuląc się do mnie. - Przepraszam.


Spotkanie jego ciepłych ust jest czymś, o czym marzyłem odkąd pamiętam. Nie ma na świecie lepszego uczucia od całowania osoby, którą rzeczywiście chcesz całować, oraz która ma wzajemne zamiary wobec ciebie. Przysięgam, że unoszę się nad ziemią, czując do szaleństwa. Wystarczająco.
Śmieje się, kiedy Brian zębami lekko skubie moją dolną wargę, bo właśnie gniazdo motyli eksploduje z moim brzuchu. Muszę nachylać się do dołu, żeby prawidłowo potrzeć nasze nosy o siebie i naprawdę trudno jest mi uwierzyć, że to w ogóle ma miejsce. Wtedy uświadamiam sobie, jak wiele mogłem stracić, a dzięki osobom wokół mnie, o wiele więcej zyskałem. Nie chcę wracać do przeszłości nigdy więcej. Zostanę tu, póki mogę spoglądać w oczy, wpatrujące się w mnie z uczuciem.





Zee

Dzisiaj ma pojawić się moja nowa współlokatorka. Cieszę się, ponieważ podobno jest w moim wieku, co jest miłą odmianą. Zawsze trafiały mi się młodsze koleżanki. Z takimi nie mogłam rozmawiać na poważnie, bo one niczego nie rozumiały.
Czekam na nową, słuchając muzyki. Specjalnie na tę okazję uprzątnęłam z grubsza pokój i nawet przygotowałam jej łóżko. W moich słuchawkach rozbrzmiewa melodia najłagodniejszych utworów Metalliki, uderzam nogami o materac i oglądam swoje paznokcie. Między końcem jednego utworu, a początkiem drugiego dochodzą mnie głosy z zewnątrz, więc odwracam się w stronę drzwi. Barbara, której nie znam zbyt dobrze, ale słyszałam wiele dobrego o niej i dziewczyna. Moja współlokatorka, ubrana w najzwyklejsze czarne jeansy z dziurami na kolanach i najprostszą, szarą bluzkę z krótkim rękawkiem. Jej proste, w odcieniu ciemnego blondu, długie włosy okalają zgrabnie twarz oraz zasłaniają dekolt. Z twarzy wydaje się naprawdę sympatyczna i choć mogę zauważyć lekką panikę w brązowych oczach, gdy Barbara zostawia nas same nie zmieniam swoich odczuć. Przyglądam się sylwetce nastolatki bacznie, próbując znaleźć coś dziwnego, jednak wszystko w tej skromnej osóbce wydaje się być w porządku. 
Wskazuje jej łóżko w przyjaznym geście. Ta chwieje się na swoich stopach, usiadłszy na materacu, przesuwa subtelnie dłonią po pościeli.
- Jestem Zee. Przez dwa E - uśmiecham się szeroko, w nadziei iż dostanę równie miłą i normalną odpowiedź.
- Hope, miło cię poznać.



Zdaje się, że ja nigdy nie zasługiwałam na nic dobrego. Nawet dobre zakończenia nie są dla mnie, a człowiek w swoim życiu ma ich naprawdę sporo. Zakończenie szkoły, umowy, związku, młodości. Moim jedynym (dobrym) może być już chyba tylko śmierć. Dosyć drastyczne, brzmi to jak sentencja typowej nastolatki. Nie jest to niczym dziwnym, w końcu jestem jedną z nich.
Zakończenie rozdziału pod tytułem "Ośrodek", dla mojej współlokatorki... najprawdziwszej przyjaciółki jaką miałam, też nie jest jak z bajki. Ubolewam nad tym strasznie, bo nie będę miała w kogo ramię płakać wieczorem i skryć się pod obcą kołdrę, czując ciepło drugiego ciała. Chyba, że wcale nie będę musiała tego robić.
Kocham ją. To tak strasznie mnie bolało, kiedy patrzyłam jak błogo roześmiana z wypiekami na twarzy i iskierkami w oczach wracała od swojego chłopaka. Gdy mówiła o nim, z adoracją i opowiadała, o jego pierwszym razie z nią... Uśmiechałam się, żartowałam, dopingowałam jej, w tej samej chwili czując, jak serce rozpada mi się na coraz mniejsze części. Pragnęłam, by ktoś zachwycał się tak mną, mówił o mnie z podekscytowaniem, zasypiał mając w myślach tylko mnie. A najbardziej chciałam, żeby ona zasypiała myśląc o mnie...
Zakochiwałam się w niej z każdym dniem coraz bardziej. Wiedziałam, że to nie mogło się udać - nigdy się nie dowiedziała i uświadomiłam sobie, że wszystko co mówił mi ojciec za dziecka, było prawdą. Pomijając sam fakt śmierci mamy, powtarzał, że nigdy już nie zaznam miłości, że jestem nieudacznicą, oraz że zasługuję tylko na cały ból tego świata.
Wszystkie te oskarżenia stały się genezą mojego bytu, ale jeszcze chwilka... moment i poczuje ulgę. Potrzebuję tego teraz jak nigdy. Marzę żeby Hope, była szczęśliwa z Niallem, jednocześnie pragnę całować jej usta do czerwoności.
Wraz z coraz cięższymi powiekami, czuje się coraz lżej. Nie jestem w stanie nawet zrobić kolejnego nacięcia, pogłębić rany stępioną już żyletką. Chyba nie muszę, czuję jak unoszę się nad ziemią, nie dużo... wystarczająco. Później szum lejącej się wody ustaje. Ciemność, której zawsze się tak obawiałam, teraz staje się azylem, którego nie śmiem opuścić; nie opuszczę już nigdy.





Barbara


- Długo jeszcze? - pyta zniecierpliwiony czternastolatek, gdy nakładam mu farbę na końcówki włosów.
- Jeszcze chwila. I tak musisz trochę poczekać, żeby włosy się zafarbowały - uśmiecham się pod nosem i przyglądam się jego odbiciu w lustrze.
Pracuję w ciszy nad głową chłopaka, zastanawiam się, dlaczego w ogóle chciał to zrobić.
- Auć - słyszę syk z jego strony. Spoglądam na dłonie nastolatka, bawiące się nożyczkami.
- Niall - wzdycham. - Nie baw się tym.
- Krew mi leci - stwierdza. Chcę mi się śmiać, ale powstrzymuję to i zamiast tego, robię mu opatrunek na przeciętego palca kawałkami papierowego ręcznika.
- Gdzie podział się twój anioł stróż?
- Kto to? - pyta.
- To... taki pomocnik Boga, który chroni cię, przed złem - tłumaczę -  żeby nie stało ci się nic niedobrego.
- Och... Można go zobaczyć?
- Uciskaj - zwracam mu uwagę.
- Boli - marudzi. - To można?
- Czasami, pojawia się w postaci innego człowieka. Każdy ma swojego anioła stróża, który nas ratuje.




Hope

Nastaje krótka cisza między nami, dopóki chłopiec nie zbiera się na odwagę, by zapytać:
- To ty jesteś tym aniołem, prawda?
Rozchylam swoje usta, ale nic z nich nie ulatuje z wyjątkiem cichych oddechów. Niebieskie oczy padają na mnie z zapytaniem, po czym znów uciekają jakby bały się dłuższego kontaktu.
- Ponieważ wczoraj mnie uratowałaś - szepce.




Przyglądam się jego drgającym rzęsom, które błyszczą w świetle pełnego księżyca. Ciepłe podmuchy wiatru muskają moje odkryte plecy, gdy nie mogę zasnąć. Chcę mi się płakać, jednak zamiast tego uśmiecham się subtelnie na widok śpiącego przed sobą chłopca. Lekko dotykam zewnętrzną częścią dłoni ciepłego policzka i głaszczę krótkie włoski na skroni. W mojej głowie przewija się taśma ze wszystkimi naszymi wspólnymi wspomnieniami, co robi wszystko trudniejszym.
Kocham cię - myślę i zanim jeszcze zdążam wyjść z pokoju 412 rzucam mu ostanie spojrzenie. Oblewa mnie niewyobrażalny smutek i przygnębienie wraz z odgłosem zamykanych drzwi.
Rankiem, gdy słońce wschodzi coraz wyżej błękitnego nieba, wsiadam do samochodu ciotki Anny, przedtem długo żegnając się z Zee, Thomasem i Barbarą.
Przytulam Zee mocno i za wszelką cenę nie pozwalam łzom spłynąć poza obszar moich powiek. Jej się to nie udaje. Kiedy chcę już odejść, ona łapie mnie za rękę, więc uśmiecham się do niej ciepło, uwielbiając w jak tęskny sposób patrzą na mnie jej oczy, pomimo tego, że jeszcze nie odjechałam.
- Kocham cię - mówi, ściskając moje palce.
- Ja ciebie też - odpowiadam. - Przyjadę niedługo, nie martw się - także posyłam dziewczynie uścisk, który ma dodać jej otuchy.

***

Czasami uświadamiam sobie, że życie składa się z przypływów i odpływów, lecz równie szybko zdążam o tym zapomnieć niesiona chwilą.
Czasami też zastanawiam się, jak to możliwe, że ludzie, o których istnienia nie mieliśmy pojęcia, którzy są zwyczajnymi szarymi sylwetkami wśród tłumów, mogą wylać całą paletę barw na siebie. Jednocześnie stać się czymś nierozłącznym, połączonym niewidzialnym łańcuszkiem z nami. Nie potrafię tego pojąć i być może te rozmyślania biorą się stąd, że dorastam i cały świat staje się z biegiem lat coraz bardziej skomplikowany i niepojęty. W taki sposób pojawiła się Zee i Matthew, i też Niall.
Czasami bywa też tak, że niektóre z tych łańcuszków zrywają się, pod wpływem zbyt dużego napięcia.
Chyba jedyne co teraz wiem, to to, jak ważne jest wybaczanie błędów. Wiem, że stałabym w miejscu, gdybym cały czas chowała urazę. Dlatego wybaczam, stęskniona wtulam się w ramiona, które stały się dla mnie obce, jednak teraz wydają się tak znajome. Łzy ojca wsiąkają w moją bluzkę i wiem, że jest to człowiek z mojego dzieciństwa, którego pamiętam jako tatę, a nie Victora.
Jednak nie jestem w stanie wybaczyć sobie. Dlaczego to takie trudne? Może zbyt dużo wymagam od siebie, chcąc uratować wszystkich od wszystkiego.
Tej nocy zalewam się łzami, stęskniona i zraniona, stłamszona przez emocje. Jedyne czego chcę to zamknąć się w objęciach Nialla, uciec od całego wszechświata i zostać tak na zawsze.
Zamiast tego zostaje mi poduszka i zimna kołdra, pusta połowa łóżka spragniona drugiego ciała.


Koniec