2016-11-13

Rozdział 23

Ciepłe wiosenne powietrze całuje moją twarz, a wiatr smaga włosy gdy spalam różowego papierosa, wychylając się przez duże okno. Obserwuję migające w oddali światła miasta oraz księżyc swobodnie wiszący nad górami. Obłoki udające chmury ślizgają się po czarnym niebie, jak piana u brzegu na morskich falach. Myślę osobie, że gdybym była malarzem, wyszedł by z tego ładny obraz.
- Naucz mnie sztuki kochania / do szpiku kości naucz mnie / kochać - czyta Zee, ze strony swojego notatnika. - Słaby, jednak... końcówka jest dobra.
Obracam głowę, by móc spojrzeć na nią, zlewającą się z mrokiem nocy. Uśmiecham się subtelnie.
- Naucz mnie kochać siebie, nim zbyt mocno pokocham ciebie.
- Pieprzeni poeci - wzdycham, zaciągając się dymem. - Stanisław Lem powiedział, że poeta to taki, co umie w ładny sposób być nieszczęśliwy.
- I miał rację.
Wyrzucam niedopałek papierosa, który ginie w gęstej ciemności. Zamykam okno, pozwalając by ostatnie podmuchy wiatru rozwiały moje włosy, a zapach świeżej trawy załaskotał w nosie.
- Boje się, Hope - mówi przyjaciółka do swoich kolan. Zwracam uwagę na miękkość jej głosu. - Lato już się zbliża, obóz, za chwilę minie rok odkąd tu jesteś. Ty i Matt odejdziecie, zaczniecie prowadzić własne życie... a ja tu zostanę. Sama.
- O czym ty mówisz, głuptasie - siadam na jej łóżku, nogi wkopując pod zagrzaną kołdrę. - Nie zostawimy cię.
- A co, weźmiecie ze sobą? - zaśmiała się dramatycznie.
- Nie... Ale Matt na pewno będzie przyjeżdżać. Ja będę tu co tydzień, ze względu na ciebie i Nialla.
- Będziecie mieszkać w innych stanach.
- Jakoś nie obchodzi mnie to zbytnio - wzruszam ramionami. - Hej, może zrobię prawko.
- Nie pozwolą ci zabrać Nialla ze sobą? Do domu? - pyta.
- Nie, nie sądzę by tak się stało. Uważają, że mam na niego zły wpływ - przewracam oczami. - Nie układa się miedzy nami najlepiej teraz, no wiesz takie zbliżenie mocno na niego działa. Cooper twierdzi, że powinnam się stopniowo odsuwać od Nialla, ale nie mam zamiaru - ciągnę za poszwę, wpatrzona w swoje palce. - Zrobił się bardziej nadpobudliwy, chyba trochę uczuć wywołuje skutki uboczne.
- Niełatwo jest być z psychopatą - podsumowuje w żarcie dziewczyna.
Pocieram dłońmi zmęczoną twarz.
- A kto nim nie jest.
- Racja.
- Wiesz... Każdy ma jakieś swoje dziwactwa, niektórzy bardziej widoczne - inni mniej. Tak naprawdę wszystko jest normalne, tylko ludzie wyznaczyli granicę tej normalności. Po co? Nie wiem. To wszystko komplikuje. Do dupy.
- Albo wszystko jest normalne, albo nic nie jest. Myślisz, że cała kadra ludzi, którzy tu pracują jest normalna? Skarbie, oni mają nasrane w głowach.
- Tak - chichoczę trochę.
- Przynajmniej Matthew wydaje się być szczęśliwy.
- Spędza godzinę dziennie z Brianem, tłumacząc mu potęgi, uuu...
- Ja tam mu zazdroszczę. Przynajmniej może sobie na niego patrzeć przez tę godzinę, dopóki oczy mu nie odpadną.
Uśmiechnęłam się, oczami wyobraźni wspominając poranek, gdy to ja wpatrywałam się zachłannie w długie rzęsy Nialla śpiącego tuż obok. Lubię wracać myślami do tych momentów. Najlepsze są te, z których trwania człowiek nawet nie zdaje sobie sprawy i kiedy w końcu przeminą, chcę się do nich wrócić tak, że coś ściska się w żołądku. Ściskanie może nie jest takie fajne, ale cała reszta już tak. Od kiedy jestem w ośrodku tych momentów było naprawdę wiele.

***

- Miłość wywołuje naprawdę dziwną mieszankę uczuć i ogromny natłok myśli. Dzieje się tak z każdym człowiekiem, który jest po uszy w drugiej osobie. Dokładnie jak ja z Niallem. Wylewa się nam uszami. Takie coś jest naprawdę ciężko znieść, jeśli jest się z chłopakiem niestabilnym emocjonalnie. Jego zachowanie bardzo się zmieniło, począwszy od pierwszego spotkania po zbliżenie, na które pozwoliliśmy sobie kilka miesięcy temu. Chodzi o to, że Niall nadal trochę boi się uczuć i próbuję przed nimi uciec. Przywykłam do tego i jest to całkowitą normą w naszym związku. Nie boje się tego, co może się z nami stać, bo skupiam się na tym, co dzieje się z nami teraz - mówię, co jakiś czas patrząc w zmęczone codziennością oczy Thomasa. - Nie mogę sobie wyobrazić życia bez niego - uświadamiam sobie to, dopiero po wypowiedzeniu tych słów. Mój mózg na chwilę zaprzestaje swojej pracy, by przetworzyć te wielkie słowa. - Wiem, że powiesz, że nasz związek może być... odbiegający od normy. W porządku, ja i Niall też odbiegamy od normy. Jesteśmy tutaj, w wariatkowie.
Myślę, że toksyczny, to za mocne słowo. Toksyczny związek istniał pomiędzy moją mamą a Victorem. To było chore, ale ja i Niall? Jesteśmy w normalnym związku, a każdy z nich jest pieprzoną parabolą - Thomas zwęża oczy w małe szparki. - No wiesz, falą - pokazuję to dłonią przy okazji trochę się błaźniąc. - Góra, dół, góra i tak w kółko.
- Przypadłość Nialla... Osobowość pogranicza może wywołać u niego różne reakcje, na różne sytuacje - zaczyna spokojnym głosem. - Może być agresywny i piję do tego, że jeśli podniesie na ciebie głos lub cię uderzy... Ze względu na swoje doświadczenia, odejdziesz od niego.
- Nie prawda - kręcę żwawo głową. - Nie. Niall nie jest taki.
- Hope, nie wiesz jaki on jest.
- To ty tego nie wiesz - parskam. - Myślałam, że rozmawialiśmy o tym wystarczająco dużo.
- Co chcesz robić, gdy wyjdziesz z ośrodka?
Wzruszam ramionami.
- Nie wiem - przyznaję szczerze.
Nigdy nie miałam wymarzonego zawodu, nie wiem, czy nadawałabym się do czegokolwiek.
- Może zatrudnię się w jakiejś knajpie, pójdę do szkoły, nie wiem.
- Widzisz w tym wszystkim Nialla? - Thomas ponownie pyta. Zawsze negowałam jego metody, cały czas twierdzę, że marny z niego psychoterapeuta, ale nad tym pytaniem się zastanawiam. Zawsze wyobrażałam sobie nas siedzących w starej, zardzewiałej z biegiem lat huśtawki stojącej na werandzie przed domem babci. Niall będzie brzdąkać na gitarze, a ja słuchać go. Grzać dłonie kubkiem ciepłej herbaty i oglądać słońce znikające za horyzontem pól i łąk. Beztroska i sielankowa wizja. Naprawdę bym chciała tego w ten sposób. Teraz wiem, że nie jest to możliwe, nie teraz, nie za dwa lata, nie wiem kiedy.
- Nie wiem jak to się potoczy - odpowiadam zwyczajnie, choć nadal mam małą nadzieję, że zgodzą się na zabranie Nialla do mojej babci.
- A ja wiem - mówi. - Wyjedziesz, będziesz szczęśliwa, ale będziesz tęsknić. Nawet bardzo, więc wrócisz w weekend pierwszego tygodnia miesiąca, drugi weekend, trzeci, czwarty. I życie będzie toczyć się dalej. Poznasz nowych ludzi i nagle uświadomisz sobie, że to co robisz nie ma sensu. Znajdzie się inny chłopak, który będzie normalny...
- Nie prawda. Tak się nie stanie.
Thomas wzdycha przesadnie.
- Rozpłyniesz się, znikniesz i zostawisz go z rozdartym sercem na dłoni. Nie pozbiera się po tym psychicznie, Hope. O to się boimy.
- A ja zapewniam, że nie zrobię tego - obiecuje mu. Między nami zapada cisza brzmiąca tak jak zawsze. Tykanie zegara odbija się od ścian w mojej głowie. - Chcę odwiedzić Victora.
- Co? - podnosi na mnie oczy pełne zdziwienia.
- Chcę pójść do więzienia, zobaczyć Victora.
- Nie ma problemu. Wystarczy, że zadzwonię i jutro pojedziemy.
Kiwam głową zgadzając się z jego decyzją.
- Co sprawiło, że chcesz to zrobić?
- Nie wiem... Po prostu chcę go zobaczyć. Zobaczyć jak wygląda i czy on - zatrzymuję się marszcząc brwi, na obraz zakrwawionej kobiety upadającej na kafelkowaną podłogę - żałuje tego.
- W porządku. Cieszę się, że chcesz. Stałaś się bardzo silna w ciągu tych dziewięciu miesięcy.
- Wiem - unoszę kąciki ust. - Mogę już iść?
- Tak - odwzajemnia mój gest.
Wychodzę spokojnie, od razu nabierając kierunek na pokój Nialla. Stresuje się, bo wiem, że muszę z nim porozmawiać. Może jednak nie dziś. Mamy jeszcze czas dla siebie.
Rzeczywiście to wydaje się lepszym wyjściem, ponieważ kiedy na niego patrzę, to moje gardło zaciska się i nie potrafię wydać najmniejszego dźwięku. Nie muszę, gdy mogę roztopić się w jego objęciach i odpłynąć choć na chwilę.
Później - powtarzam w swojej głowie.
Dopiero po czasie, zaczynam przetwarzać wszystko co mówił Thomas, kołysząc się w ramionach blondyna. Co jeśli będzie ktoś inny i zranię Nialla? Nie jestem w stanie wyobrazić sobie siebie w myślach, w sercu i objęciach innej osoby. Boje się odległości. Uświadamiam sobie, że wszystko czego chcę, jest tutaj, blisko i mogę usłyszeć bicie jego serca. Wszytko czego chcę, to trwać w naszych zepsutych uczuciach. Zatrzasnąć się i nigdy nie wychodzić. Musimy być szczelnie zamknięci w sobie nawzajem. To tak jakby każdy z nas był drzwiami; nie tymi drewnianymi prostokątami z klamką, nie. Nasze ciało to cela, skrzynia z tak bogatą zawartością, którą jest nasza historia, osobowość, wszelkie emocje jakie jest nam dane odczuwać. Czasami one jak ciężki dym sączą się przez jakiś otwór, głęboką rysę, ranę. Jeśli założymy, że jesteśmy nimi, one naprawdę nie są stabilne. Kruche, dokładnie tak jak nasze kości. W pewnym momencie to wszystko trafia szlag. Zamki pękają, drzwi wyrywają się z zawiasów, cały duch staje się wolny. Zawsze stłamszony, przytłaczany codziennością ulatuje. Każdy człowiek jest zamknięty. Dusza zamknięta w ciele... tak trudno by przesączyła się na zewnątrz, bez wyrwania z zawiasów.
Kiedy wyjadę, zamki Nialla nie wytrzymają takiego przeciążenia.
- Niall? - pytam cicho, oddechem łaskocząc jego szyję.
- Co? - odpowiada po krótkiej chwili zastanowienia.
- Chciałbyś być ze mną?
- Przecież jestem. - Mogę wyobrazić sobie jak pionowa zmarszczka pojawia się między brwiami chłopaka.
- Tak, ale na dłużej. Nie tutaj, tylko gdzieś indziej.
- Nie rozumiem.
- Chodzi o to - odsuwam się odrobinę, by móc widzieć emocje na jego twarzy - że będę musiała wyjechać. Moja terapia niedługo się skończy. - Nie chcę mu o tym mówić, jednak, tak będzie lepiej. On ma prawo wiedzieć.
Niall błądzi wzrokiem po mnie, szukając więcej wyjaśnień. Widzę jak panika rośnie w niebieskich oczach.
- Zostawisz mnie? - jego głos przesiąka zawodem i zmartwieniem.
- Nie - całuję go, utwierdzając w swoich słowach. - Nie zostawię, obiecuję.
- Nie chcę być sam. Proszę, Hope - przytula mnie do siebie zachłannie. Słyszę nierówny oddech uciekający z gardła oraz czuje drżenie ciała pod sobą.

Utonąwszy w lawinie swoich emocji, zatrzaskuje drzwi, już na zawsze pozostawiając nas zamkniętych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz