2016-11-23

Rozdział 24

Czasami w człowieku budzi się chęć powrotu do rzeczy, nawyków, bądź ludzi, które dawno porzucił. Nie raz jest do dobre, innym razem złe. Ja nie wiem, po której stronie stoi moja decyzja. Zgaduje, że będę wiedzieć po tym jak już zobaczę się z Victorem.
Więzienie skąpane jest we wszelkich barwach szarości. Chronione przez postawnych mężczyzn w czarnych ubraniach, którzy sami wyglądają jak więźniowie. Thomas rozmawia z jednym z nich, wygląda na to, że zna tu wiele osób. Takie miejsca zawsze posiadają specyficzny urok. Podobnie jak szpitale, czy nasze Colorado Springs.
Przez cały czas milczę, dopóki lekarz nie zadaje mi prostego pytania.
- Chcesz być z nim sama, czy zostać z tobą? - kładzie ciężką dłoń na moim ramieniu, po czym spogląda mi w oczy jakby chciał odczytać wszystkie emocje kryjące się pod powiekami. Znalazł ich na pewno dużo, jednak w mieszaninie myśli trudno jest je rozróżnić. Długo zastanawiam się nad tym czego chcę, co nie zdarza mi się często.
- Sama - odpowiadam po czasie, w nerwowym geście odgarniając włosy z ramion, przeczesując je palcami i ciągnąc za nie lekko. Dreszcze tańczą wzdłuż mojego kręgosłupa. Później Thomas i jego znajomy wprowadzają mnie do dużej hali wyglądającej jak stołówka. Jest tu kilkoro ludzi, zajmujących miejsca przy kwadratowych, wyblakłych stolikach z metalowymi nóżkami. Rozmawiają ze skazańcami ubranymi w zużyte, pewnie kiedyś niebieskie uniformy. Niektórzy z nich się śmieją, niektórzy płaczą, parę innych milczy. Siadam przy pustym stoliku i czekam lekko zestresowana. Dłonie oblewają mi się potem i ich temperatura spada. Podryguje nogami pod wpływem stresu, dopóki nie podchodzi do mnie wysoki, chudy, z zapadniętymi policzkami mężczyzna. Oczy ma przepełnione pustką. Przyglądam się mu, tak samo jak on mnie. Włosy zrobiły mu się dłuższe, bardziej zaniedbane. Można spokojnie zawinąć je za ucho prostym gestem. Plaster na brodzie oznacza, że nadal zacina się przy goleniu. Mama zawsze musiała zaklejać jego szramy na twarzy.
Dłonie ma chude i żylaste. Serdeczny palec objęty obrączką - co za hipokryzja, myślę. Wygląda inaczej, niż go zapamiętałam. Nie ma już przebiegłego błysku w oczach, ani zadziornego uśmieszku. Te cechy musiały gdzieś się ulotnić, wraz z biegiem czasu spędzonego w samotni, wśród czterech ścian.
- Wyładniałaś - mówi, przechyliwszy głowę w prawo. Głos Victora w nienaturalny sposób przesiąka chrypką. Patrzenie na tego człowieka powoduje kolejną fale zimnych dreszczy i gęsią skórkę. - Wyglądasz już jak prawdziwa kobieta, a nie dziewczynka.
Zwężam swoje oczy, nie odpowiadając na ten komentarz.
Rozsiadłszy się swobodnie i pewnie na niewygodnym krześle wzdycha, a kąciki wąskich ust unoszą się. W końcu jest u siebie, a nie na gustownym bankiecie. Ja cały czas siedzę sztywno jak na szpilkach.
- Rozumiem. Nie przyjechałaś tu słuchać komplementów.
- Nie - odzywam się.
- Więc jak sobie radzisz? Mieszkasz u babci?
- W ośrodku CS.
Unosi wysoko swoje brwi. W jego oczach pojawia się coś jak smutek, może żal, a może tylko się przewidziałam. Przeciera swoją zmęczoną twarz naciągając skórę. Odcień fioletu i jasnej zieleni robi się bardziej widoczny pod długimi rzęsami mężczyzny.
- Przepraszam, Hope. Nie chciałem, żeby tak to się skończyło. Źle ci tam? Dlaczego nie jesteś u babci?
Przyglądam się mu przez dłużą chwilę. Co to do cholery znaczy, że nie chciał, żeby tak to się skończyło? Analiza tych słów robi z mojego mózgu jeszcze większą papkę, niż była gdy tu weszłam.
- Przestań grać - mówię.
- Co?
- Mówię, że nie musisz już grać dobrego męża i tatusia. To nic nie zmieni - ton utrzymuje stabilny, choć korci mnie, by wykrzyczeć w tą bladą i pomarszczoną twarz jak bardzo go nienawidzę i co mi zrobił.
- Nie gram. Jestem sobą, naprawdę. Nie jestem już taki jak kiedyś. Miałem lekarzy, nie jestem agresywny, nie skrzywdzę nikogo już nigdy więcej, musisz mi wierzyć, jesteś moją córką - argumentuje.
- Nie jestem jak mama, przykro mi. - To wydaje się go zaskoczyć. Mina Victora wygląda jakbym właśnie przebiła mu krtań na wylot ostrym narzędziem. Na chwilę czas się zatrzymał i poczułam satysfakcję z tej reakcji.
- Mówię prawdę, H.
- Przyjechałam, żeby tylko cię zapytać, czy żałujesz - zmieniam temat, ponieważ chcę też jak najszybciej się stąd wydostać. - Szczerze.
Victor patrzy na mnie nieodgadnionym wzrokiem. Bardzo podobnym do tego, który posyła mi Niall kiedy czegoś nie rozumie.
- Nie panowałem nad swoimi emocjami. Kochałem mamę, wiesz o tym i kocham ciebie - marszczę na niego brwi, wsłuchując się uważnie w każde słowo. - Wiem, że może ci być trudno w to uwierzyć, ale t o jest prawda. Jesteś moją córką i na pewno pamiętasz te dobre chwile. Kiedy w każde twoje urodziny chodziliśmy na wiosenny jarmark i plotłaś wianki z mamą, i jedliśmy watę cukrową...
- Przestań - przerywam mu, ponieważ tak, pamiętam to bardzo dobrze. Wspominałam to nie tak dawno w swoje urodziny, płacząc cicho w poduszkę, tak by nie wybudzić Zee ze snu. Zwracam uwagę na to, jak często powtarza, że jestem jego córką. Szkoda tylko, że on już od dawna jest dla mnie tylko szarym człowiekiem, który zasługuje na cały ból tego świata. Może to zawistne, ale nie jestem w stanie mu wybaczyć i nie wiem, czy kiedykolwiek będę. Nie zabija się ludzi, których się kocha... Dla mnie mój ojciec jest nie żywy od tak dawna, więc dopiero teraz jestem w stanie zauważyć jak podobni do siebie jesteśmy...
- Musisz coś wiedzieć, Hope - zaczyna od nowa, poważnie i stanowczo z pewnego rodzaju smutkiem wypisanym na twarzy. - Kiedy byłem w twoim wieku i jeszcze młodszy, ojciec znęcał się nade mną i wykorzystywał w każdym znaczeniu tego słowa.
Patrzę na niego przesadnie mrugając i czuje jak łzy zbierają się pod moimi powiekami. Nigdy nie mówił o swojej przyszłości ani o dziadku, nigdy nie miałam okazji go poznać, bo kiedy się urodziłam dawno nie żył. Zasycha mi w gardle i chyba zaraz zwrócę całe śniadanie jakie zjadłam z Matthew i Brianem.
- Psychiatrzy tutaj uświadomili mi, że stąd całe moje zachowanie. Żałuję tego, skarbie. Cholernie żałuję, bo kochałem mamę i wiesz o tym. Wiesz, że nie zawsze było tak jak rok temu.
Samotna łza, spłynąwszy w dół mojego policzka wsiąka w materiał bluzki, jak jego słowa w moją podświadomość. Nie chcę wierzyć w to co mówi, naprawdę nie chcę, lecz jest to takie trudne patrząc na niego - osobę, którą kiedyś kochałam. Mówi prawdę, wspominając, że nie zawsze tak było.
- Nie chciałem jej śmierci i pewnie wiesz, jak bardzo za nią tęsknie - on sam musi otrzeć swoje oczy, by widzieć mnie wyraźnie. On płacze i nie jestem w stanie tego wytrzymać. Opieram łokcie na stoliku, chowam twarz w dłonie i zaczynam swobodnie szlochać. Głośno, zawzięcie, czuje się bezradna, a kiedy do moich uszu dochodzi ciche "przepraszam, że zniszczyłem ci życie", nie potrafię się opanować. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że ja naprawdę nie wiem, czy on teraz mówi to szczerze, czy tylko się zgrywa, tak jak robił to z mamą przez cały czas. Jak mogę zaufać takiej osobie?
W pewnym momencie czuję ciepłą, otwartą dłoń na ramieniu i znany mi zapach perfum. Thomas szepczę do mnie, że lepiej gdy już pójdziemy. Jestem w stanie tylko kiwać głową zgadzając się, ale boje się zabrać dłonie choćby na centymetr dalej od twarzy. Boje się ponownie spojrzeć w oczy ojca i boje się, że jestem w stanie mu wybaczyć. Czy mama by mu wybaczyła? Niestety nigdy się nie dowiem, a jedyne co wiem, to to, że odchodząc od stolika ze wzrokiem utkwionym we własne buty słyszę "kocham cię, córciu" i to mnie załamuje. Upadam na kolana, jęcząc przeraźliwie przez zaciśnięte od płaczu gardło. Jestem pewna, że wszyscy ludzie w sali zaczęli na mnie patrzeć. Czuję oblegające mnie spojrzenia, ale nic sobie z tego nie robię. Nigdy w życiu jeszcze tak nie płakałam. Mam wrażenie jakby coś rozrywało moją duszę w pół i myślę, czy to już ten moment, w którym drzwi do mojej osoby zatrzaskują się na zawsze i zostaję zamknięta.

___________
Króciutki rozdział przed zakończeniem. Jak wam się podobał? Muszę poinformować Was, że kolejny rozdział będzie epilogiem, na pewno o niebo dłuższym od tego rozdziału. Możecie spodziewać się prawdziwego... wstrząsu.
Od podziękowań na razie się jeszcze powstrzymam i zrobię jedne wielkie na zakończenie tego fanfika, który znaczy dla mnie naprawdę wiele. Nie wiem ile czasu zajmie mi napisanie epilogu, bądźcie cierpliwi, a mogę obiecać Wam, że się nie zawiedziecie :)
Buzi, Wasza Karmen xx

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz