- Dlaczego się na to zgodziłam?
- Kochasz niespodzianki. Jesteśmy na miejscu.
Chłopak staje za nią, by odwiązać ciemną przepaskę z brązowych oczu. Następnie przytula brunetkę, kładzie podbródek na czubku głowy jej i czeka na reakcję.
Dziewczyna zaniemówiła. Dom jest właśnie taki, o jakim marzyła. Nieduży, ale dwupiętrowy, z werandą przed wejściem i pochyłym dachem.
- On... jest nasz? - wzdycha zachwycona.
- Tylko i wyłącznie nasz.
- Jest idealny.
- Chcesz go obejrzeć?
- Jeszcze pytasz?
Viktor robi show, gdy otwiera główne drzwi i przepuszcza w nich Monikę, ta rozgląda się dookoła. Przez duże okiennice światło pada na zakurzone panele. Dom jest pusty, nieumeblowany. Brunetka robi piruet, śmieje się, następnie przesuwa ręką po drewnianej poręczy u schodów.
- Gapisz się - zauważa. Z uśmiechem patrzy na swojego chłopaka... nie, nie na chłopaka. Na swojego n a r z e c z o n e g o, który opiera się o framugę wielkich drzwi prowadzących do salonu.
- Trudno oderwać od ciebie oczy - przyznaje. - Lubię widzieć cię szczęśliwą.
- Chcę zobaczyć kuchnię - oznajmia po tym, jak skrada pocałunek z jego ust.
Victor prowadzi ją za rękę przez korytarz do niewielkiej kuchni. Meble są jasne. Wykonane z dębu, kontrastują z bordowymi kafelkami.
- Moglibyśmy postawić tu nieduży stół - dziewczyna staję przy oknie, by spojrzeć na ogrodzony ogródek. - A przy schodach większy.
- Co tylko zechcesz.
Ponieważ Victor jest w tym momencie tak w niej zakochany, że nie może myśleć i zrobi naprawdę wszystko czego ona zapragnie. Wpadł po uszy i wie o tym.
- Wyobraź to sobie - brunetka zarzuca ramiona na szyję chłopaka. Uśmiech bez przerwy gości na jej twarzy. - Będziemy spędzać ze sobą każdy dzień - myśli na głos - każde śniadanie.
- I każdą noc.
- I każdy wieczór - szepcze Monica znów go całując. Prawda jest taka, że jest ona trochę uzależniona od jego ust. Tylko trochę. Kocha pocałunki, uczucie miękkich warg i szorstkiego zarostu na przemian. - Na górze pewnie jest urocza sypialnia, nie mylę się? Łazienka... z wanną?
- W zasadzie, są tam dwie sypialnie - odpowiada niepewnie niepewnie mężczyzna.
Monica odchyla głowę by na niego spojrzeć ze zmarszczonymi brwiami. Victor całuje miejsce, gdzie pojawia się mała zmarszczka między nimi. Nie może przestać patrzeć, jak słońce pięknie tańczy na karmelowej skórze jego narzeczonej. On wybrał naprawdę piękną kobietę.
- Dwie?
- No wiesz - wzrusza ramionami. - Niedługo się pobieramy...
- Będziemy spać w osobnych łóżkach, jak emeryci?
- Nie - śmieje się - Wiesz, że zawsze kochałem dzieci, więc pomyślałem, że dobrze by było gdybyśmy my...
- Tak - przerywa mu westchnieniem - chcę mieć piękne dziecko w tobą. O, Boże, jak bardzo szalone to jest?
- Tylko trochę.
Najbliższe miesiące są wypełnione kolorowymi farbami do ścian, przechadzaniem się po sklepach, oglądaniem mebli i dodatków oraz miłościąmiłościąmiłością. Od chwili gdy kupili dom, stają się jeszcze bardziej nierozłączni niż byli, (o ile to w ogóle możliwe). Nie potrafią nasycić się swoją obecnością, a gdy oglądają dzieci sąsiadów już sobie wyobrażają, jak mają swoje własne i po prostu ich serca rosną. Oni nawet ochrzcili dom zanim w ogóle kupili łóżko.
Matka Moniki raduje się zwyczajnie na nich patrząc. Specjalnie przyjeżdża trochę wcześniej, żeby pomóc w urządzeniu przyjęcia, które odbędzie się zaraz po ich ślubie cywilnym.
- Co ze ślubem kościelnym? - pyta Katherine, ustawiwszy kolejny wazon z bukietem słoneczników na ogrodowym stole.
- Um... My zdecydowaliśmy się go nie brać? - wyznaje niepewnie Monica.
- Co?
- Nie bralibyśmy w ogóle ślubu. Kochamy się i wiemy, że zawsze będziemy razem - kiedy to mówi, poprawia ułożenie sztućców, tylko po to, by nie musieć patrzeć na matkę - pobieramy się ze względu na dziecko.
- Gadasz głupoty.
- Taka jest prawda. Nie wyobrażam sobie bycia z kimkolwiek innym... nie p o t r a f i ł a b y m być z kimkolwiek innym. Nie potrzebujemy ślubu, żeby to udowodnić. Poza tym, zrobiłoby się zamieszanie. Kupiliśmy dom, nie stać nas na wesele.
Katherine wzdycha tylko zrezygnowana. Wie, że jeśli Monica się przy czymś uprze, trudno ją od tego odwieść.
Tak też się dzieje. Biorą ślub cywilny i zapraszają kilkoro znajomych, rodzinę i sąsiadów, z którym zdążyli się już zaprzyjaźnić. Przyjęcie w ogrodzie wygląda pięknie, i oni też wyglądają pięknie, i każdy mówi im, że są słodcy do potęgi. Para nie upiera się przy tym. Oni naprawdę tacy są.
Później coś się zepsuło. Przestało działać. Stało się niestabilne i takie... kruche. Nie od razu. To nie było po prostu z dnia na dzień. Zmiany w ich związku przychodziły malutkimi kroczkami, z początku nawet nie zauważalnymi... Nie tak chorymi.- Gapisz się - zauważa. Z uśmiechem patrzy na swojego chłopaka... nie, nie na chłopaka. Na swojego n a r z e c z o n e g o, który opiera się o framugę wielkich drzwi prowadzących do salonu.
- Trudno oderwać od ciebie oczy - przyznaje. - Lubię widzieć cię szczęśliwą.
- Chcę zobaczyć kuchnię - oznajmia po tym, jak skrada pocałunek z jego ust.
Victor prowadzi ją za rękę przez korytarz do niewielkiej kuchni. Meble są jasne. Wykonane z dębu, kontrastują z bordowymi kafelkami.
- Moglibyśmy postawić tu nieduży stół - dziewczyna staję przy oknie, by spojrzeć na ogrodzony ogródek. - A przy schodach większy.
- Co tylko zechcesz.
Ponieważ Victor jest w tym momencie tak w niej zakochany, że nie może myśleć i zrobi naprawdę wszystko czego ona zapragnie. Wpadł po uszy i wie o tym.
- Wyobraź to sobie - brunetka zarzuca ramiona na szyję chłopaka. Uśmiech bez przerwy gości na jej twarzy. - Będziemy spędzać ze sobą każdy dzień - myśli na głos - każde śniadanie.
- I każdą noc.
- I każdy wieczór - szepcze Monica znów go całując. Prawda jest taka, że jest ona trochę uzależniona od jego ust. Tylko trochę. Kocha pocałunki, uczucie miękkich warg i szorstkiego zarostu na przemian. - Na górze pewnie jest urocza sypialnia, nie mylę się? Łazienka... z wanną?
- W zasadzie, są tam dwie sypialnie - odpowiada niepewnie niepewnie mężczyzna.
Monica odchyla głowę by na niego spojrzeć ze zmarszczonymi brwiami. Victor całuje miejsce, gdzie pojawia się mała zmarszczka między nimi. Nie może przestać patrzeć, jak słońce pięknie tańczy na karmelowej skórze jego narzeczonej. On wybrał naprawdę piękną kobietę.
- Dwie?
- No wiesz - wzrusza ramionami. - Niedługo się pobieramy...
- Będziemy spać w osobnych łóżkach, jak emeryci?
- Nie - śmieje się - Wiesz, że zawsze kochałem dzieci, więc pomyślałem, że dobrze by było gdybyśmy my...
- Tak - przerywa mu westchnieniem - chcę mieć piękne dziecko w tobą. O, Boże, jak bardzo szalone to jest?
- Tylko trochę.
Najbliższe miesiące są wypełnione kolorowymi farbami do ścian, przechadzaniem się po sklepach, oglądaniem mebli i dodatków oraz miłościąmiłościąmiłością. Od chwili gdy kupili dom, stają się jeszcze bardziej nierozłączni niż byli, (o ile to w ogóle możliwe). Nie potrafią nasycić się swoją obecnością, a gdy oglądają dzieci sąsiadów już sobie wyobrażają, jak mają swoje własne i po prostu ich serca rosną. Oni nawet ochrzcili dom zanim w ogóle kupili łóżko.
Matka Moniki raduje się zwyczajnie na nich patrząc. Specjalnie przyjeżdża trochę wcześniej, żeby pomóc w urządzeniu przyjęcia, które odbędzie się zaraz po ich ślubie cywilnym.
- Co ze ślubem kościelnym? - pyta Katherine, ustawiwszy kolejny wazon z bukietem słoneczników na ogrodowym stole.
- Um... My zdecydowaliśmy się go nie brać? - wyznaje niepewnie Monica.
- Co?
- Nie bralibyśmy w ogóle ślubu. Kochamy się i wiemy, że zawsze będziemy razem - kiedy to mówi, poprawia ułożenie sztućców, tylko po to, by nie musieć patrzeć na matkę - pobieramy się ze względu na dziecko.
- Gadasz głupoty.
- Taka jest prawda. Nie wyobrażam sobie bycia z kimkolwiek innym... nie p o t r a f i ł a b y m być z kimkolwiek innym. Nie potrzebujemy ślubu, żeby to udowodnić. Poza tym, zrobiłoby się zamieszanie. Kupiliśmy dom, nie stać nas na wesele.
Katherine wzdycha tylko zrezygnowana. Wie, że jeśli Monica się przy czymś uprze, trudno ją od tego odwieść.
Tak też się dzieje. Biorą ślub cywilny i zapraszają kilkoro znajomych, rodzinę i sąsiadów, z którym zdążyli się już zaprzyjaźnić. Przyjęcie w ogrodzie wygląda pięknie, i oni też wyglądają pięknie, i każdy mówi im, że są słodcy do potęgi. Para nie upiera się przy tym. Oni naprawdę tacy są.
Tydzień po ślubie cywilnym Victora i Moniki, matka Victora zmarła na raka płuc. Chorowała długo, wiec można powiedzieć, że byli gotowi na jej odejście, co nie znaczy, że nie pogrążyli się w żałobie. Victor bardzo to przeżył, był zżyty z matką, na szczęście miał żonę, która zawsze tam była by go pocieszyć i dodać otuchy. Nie musiała nic mówić, wystarczyło mu, że była blisko, że go dotknęła, przytuliła. Przez zwyczajne patrzenie na nią, robiło mu się lepiej. Kochał ją tak bardzo i wiedział, że nigdy nie mógłby być z kimś innym. Był od niej uzależniony.
Jednak śmierć matki, sprawiła, że przestał się pilnować. Nie miał tego ogranicznika. Granica zniknęła, linia zatarła jak ślady na pisaku.
To było wtorkowego wieczoru, kiedy Victor wrócił z pracy a Monica oglądała stare odcinki Przyjaciół w salonie. Mężczyzna wszedł do domu z charakterystycznym dźwiękiem otwieranych, następnie zamykanych drzwi, brzęczenia kluczy i uderzania butów o panele. Monica bardziej otuliła się kocem i podgłośniła telewizor. Zawsze lubiła udawać, że śpi. Już wypróbowała to kilka razy. Zawsze gdy "spała", Victor całował ją w czoło i zgarniał zabłąkane kosmyki włosów z jej twarzy. Nie widziała tego, ale czuła jak jej się przygląda. Zawsze wzdychał na ten widok, nie zirytowany, a raczej rozczulony. Tym razem się to nie udało.
- Monica mogłabyś...
- Obiad jest w kuchni - odpowiedziała zawiedziona.
- Zrób mi herbatę - mówi, później rusza w stronę kuchni - proszę! - dodaje.
Z ciężkim westchnieniem Monica wstaje, uciekając od przyjemnego ciepła, które zdążyło już ją objąć pod miękkim kocem. Zawsze się tak poświęca, to skandal, jednak jak mogłaby tego nie robić? Szaleje z miłości.
W kuchni Victor siedzi przy małym stole pod oknem, zaczyna jeść chłodny obiad, przeglądając prasę. Nawet na nią nie spogląda, w porządku. Jest zmęczony, myśli dziewczyna. Wstawia czajnik na kuchenkę gazową i wyciąga jeden kubek z szafki oraz wrzuca do niego saszetkę czarnej herbaty.
- Jak w pracy?
- Po staremu.
- Aha. - Monica liczy na jakieś rozwinięcie, lecz ono nie nadchodzi. Kiwa do siebie głową, cierpliwie czekając aż czajnik zacznie piszczeć. Do tego czasu nie rozmawiają. - Coś się stało?
- Dlaczego tak sądzisz?
- Jesteś naburmuszony - zauważa. Podnosi czajnik przedtem wyłączając gaz pod nim. Monica zawsze miała skłonność do psucia różnych rzeczy i była troszeczkę niezdarna, właśnie tak jak teraz. Przez przypadek dotyka czajnika, więc odruchowo odskakuje. Naczynie z hukiem uderza o podłogę, a wrzątek rozlewa się na kafelkach. Brunetka szybko ucieka w suche miejsce, by się nie poparzyć.
- Kurwa! - krzyczy Victor tak nagle, że dziewczyna podskakuje zaskoczona. - Czasami jesteś taką sierotą.
- Słucham? - Monica nie wierzy własnym uszom. On nigdy nie powiedział do niej czegoś takiego.
- Nie potrafisz zrobić jebanej herbaty?
Mężczyzna wstaje od stołu, racząc w końcu na nią spojrzeć. Rzuca pierwszą lepszą szmatę na podłogę, z krótkim "wycieraj" i opuszcza pomieszczenie.
I tak, Monica narobiła bałaganu i to jej wina, jednak to nie jest powód, żeby odnosić się do niej z takimi słowami. Zawsze była wrażliwa na takie rzeczy, słowa potrafiły bardzo ją zranić, a to, że brała wszystko do siebie nie ułatwiało sprawy. Tak czy inaczej, dziewczyna wytarła gorącą kałużę i wróciła do salonu, gdzie siedział jej mąż, bawiąc się pilotem.
- Zrobiłaś tę herbatę?
- Przestań - stawia się odważnie brunetka. - To, że coś cię ugryzło, nie znaczy, że masz się na mnie wyżywać.
Victor podnosi na nią brew. Przyglądają się sobie i chłopak wstaje z sofy by stanąć prosto przed swoją ukochaną. Jest od niej dużo wyższy. Monica musi zadrzeć głowę do góry by spotkać się z niebieskimi oczami.
- Poproszenie kogoś o zrobienie herbaty nie jest wyżywaniem się - kładzie dłonie na jej szczupłych ramionach. - Zrób nam herbatę, kochanie - całuje ją w czoło nie skażone żadną zmarszczką.
- Dlaczego tak mnie nazwałeś? - pyta cienkim głosikiem.
- Miałem szalony dzień - tłumaczy się. - Przepraszam.
I jest po sprawie. Monica wybacza mu i takie sytuacje więcej się nie zdarzają, nawet kiedy jest w ciąży i ma wahania nastrojów. Victor traktuje ją jak królewnę i Monika może płakać ze szczęścia, ponieważ jej serce czasami nie jest w stanie znieść takiego przytłoczenia.
Oczywiście, są dni kiedy ktoś podnosi głos. Najczęściej jest to chłopak, ale nie padają tu żadne obraźliwe słowa. Monika nawet to lubi, ponieważ po tym jest ten cały proces godzenia się, przytulania i tego wszystkiego co tak uwielbia.
Dziewięć miesięcy później rodzi im się córka. Śliczna z dużymi, brązowymi oczami Moniki. Hope jest owocem ich miłości, a całe ich życie wygląda prawie jak bajka. Dlaczego prawie? Otóż, bajki zawsze mają szczęśliwe zakończenie.
Oni nie mieli.
__________
CHCĘ BARDZOBARDZOBARDZOBARDZOBARDZO PODZIĘKOWAĆ ZA 5 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ NA BLOGU ORAZ TYSIĄC NA WATTPADZIE. JESTEŚCIE NIESAMOWICI. DZIĘKUJĘ TEŻ ZA KAŻDY KOMENTARZ, PONIEWAŻ KAŻDY JEDEN BEZ WYJĄTKU ZMOTYWOWAŁ MNIE DO NAPISANIA KOLEJNEGO I KOLEJNEGO ROZDZIAŁU. JEDNO WIELKIE DZIĘKUJE. A TERAZ SZYKUJCIE MÓZGOWNICE, BO KOLEJNY ROZDZIAŁ JEST MOIM ULUBIONYM HA.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz