Druga
noc.
Nie
budzi mnie mój pęcherz, ani współlokatorka, ani księżyc
rzucający światło na pogrążony w mroku pokój. Nie mogę spać.
Kilkukrotnie podejmuję próbę. Zamykam oczy, układam się wygodnie
i leżę. Leżę i leżę, i leżę. Minuty mijają i mijają, i
mijają. Nie mogę. No po prostu nie mogę! Czy nie powinnam być
zmęczona, po tak ciężkim dniu? Oczywiście, że tak, Hope. Co z
tobą, ty głupia dziewucho?
Czerwone
cyfry na elektronicznym zegarku wskazują północ. Cisza nocna trwa
od dwóch godzin. Zee, tak jak zeszłej nocy śpi spokojnie. Nawet
trochę chrapie. Może ona bierze jakieś tabletki nasenne? Będę
musiała się jej zapytać, bo wariuję.
Nie
mogę tak tego zostawić. Nie wytrzymam w tym łóżku, z
nieświadomością co robi ten chłopak.
Być
może, znów zamarza pod prysznicem.
Boże.
Jeśli tylko przypomnę sobie jego kruche, trzęsące się ciało.
Nietrzeźwe spojrzenie i jego odcień. Ten błękit. Tak piękny
błękit wraz z fioletem cienkich ust. Nie wierzę, że tak bardzo to
wszystko zapadło mi w pamięć. Dosłownie, jakby każdy szczegół
chłopca został wyryty w spodzie mojej czaszki. Zastanawia mnie
tylko jedno.
Co
on teraz robi?
Mam
nadzieję, że nie urządza sobie lodowatej kąpieli w środku nocy.
To głupie, ale chciałabym, aby leżał w łóżku tak jak ja.
Myślał o mnie, tak jak ja myślę teraz o nim. A może on, w ogóle
nie pamięta wczorajszych zdarzeń?
Chyba
zamierzam to sprawdzić. To trochę szalone i niepoprawne.
Nie,
to po prostu łamanie zasad. Jestem nienormalna, bo nawet nie znam
tego chłopaka i mogę mieć wielkie kłopoty, ale szczerze? Teraz,
mam to w dupie.
Dlatego
kroczę ciemnymi korytarzami ośrodka, unikając światła latarek
nocnych stróży. Blok D jest tuż przede mną. Biorę oddech -
głęboki, przepełniający moje płuca, po czym oddaję go powoli, z
czym moje serce bije trochę ciężej w klatce.
Jest
cicho. Próbuję sobie przypomnieć pod jakim numerem był pokój
chłopaka. Cholera. To było trzysta...? Tak, na pewno trzysta coś...
Jednak
trafiam pod drzwi łazienek, które znowu są otwarte na oścież. Z
niepewnym krokiem wchodzę do niej. Przechodzę przez pomieszczenie z
kabinami toaletowymi, by wejść głębiej do kabin prysznicowych.
Nie słyszę szumu wody i jednocześnie czuję wielką ulgę.
Wychodzę i przypominam sobie drogę, jaką pokonałam z blondynem
przytulonym do mojego ramienia, do jego pokoju. Kiedy trafiam pod
drzwi, z nadzieją, że to te właściwe drzwi, naciskam na klamkę,
lecz one nie ustępują. Są zamknięte. Pukam w twardą
powierzchnię, z nadzieją że osoba wewnątrz wcale nie śpi.
I
nie śpi. Zza grubej powłoki, jestem w stanie usłyszeć kroki, gdy
zbliża się do drzwi. Później nastaje cisza. Chciałabym coś
powiedzieć, ale nawet nie wiem jak mam się do niego odezwać. Pukam
powoli. Dwa razy. Później dokładnie przysłuchuję. To brzmi,
jakby coś poruszało się w zamku, coś innego niż klucz. Gdyby to
był klucz, nie trwałoby to tak długo. Patrzę uważnie na klamkę,
a kiedy ta porusza się w dół, nawet trochę podskakuję. Drzwi
otwierają się z charakterystycznym kliknięciem, które wydaję się
dość głośne wśród głuchych korytarzy. Metalowa powłoka jednak
nie porusza się dalej. Drzwi są uchylone, za nimi kryję się tylko
mrok. Wchodzę w niego. Pcham lekko drzwi, dziękując Bogu, że
zawiasy nie skrzypią. Pokój wygląda tak, jak to zapamiętałam.
Jest ciemny. Księżyc ponownie rzuca światło na jedno jedyne
łóżko. Przegryzam wargę, patrząc na sylwetkę chłopca,
siedzącego na tym łóżku. Zamykam powoli drzwi i przez chwilę
stoję wryta w podłogę. Nieznajomy trzyma się za swoje kolana,
przyciągnąwszy je do klatki piersiowej. Buja się w przód i w tył,
co jest szczerze trochę przerażające. Wyłapuję świecące się
oczy w całej tej ciemności. Wpatrują się we mnie tak intensywnie,
że całe powietrze zatrzymuję się w połowie drogi do moich płuc.
Mam wrażenie, jakby mijały długie minuty, kwadranse, godziny, całe
wieczności. Kiedy w końcu robię krok w jego kierunku,
ciało chłopaka przestaje robić tą dziwną rzecz. Przestaje się
bujać. Jestem ciekawa, czym jest to wywołane, ale będę o tym
myśleć później. Zapewne, przez resztę tej nocy. Dojdę do
momentu, gdzie będę spać na szkolnej ławce i moczyć śliną
swoje zeszyty.
Siadam
na łóżku nieznajomego najwolniej i najostrożniej w całej
historii najwolniejszego i najostrożniejszego siadania na łóżku w
świecie. Kiedy już tak siedzimy w tym ciemnym i cichym pokoju, w
którym słyszę tylko szalony rytm jaki wybija moje serce, czuje się
całkiem niekomfortowo i nie wiem, czy mam się mu przedstawić, czy
może w ogóle nie powinnam się odzywać bo wpadnie w jakiś szał.
Skąd mogę wiedzieć co zrobi? Zeszłej nocy nie było to takie
trudne.
Przypominam
sobie, jak leżał już w łóżku i zapytał, czy jestem tym
aniołem. To daje mi pewność by w końcu przerwać ciszę.
-
Pamiętasz mnie?
Czekam
na jego odpowiedź, choć wiem już, że nie jest on zbyt wygadany.
Odpowiedź nie przychodzi, dlatego patrzę na chłopca, który zdaję
się być trochę bliżej niż kiedykolwiek. To dziwne, bo wczoraj
prowadziłam go do pokoju, praktycznie przyklejonego do mojego ciała.
Dostrzegam
niepewne skinięcie głową, co znaczy, że tak. Pamięta. Mam
mnóstwo pytań, jednak nie chcę go przytłaczać. No i muszę się
ograniczyć do odpowiedzi Tak i Nie poprzez kręcenie głową. Żadne
z takich pytań nie przychodzi mi do głowy. Decyduje się na
najprostsze pytanie na świecie:
-
Jak masz na imię?
Niebieskie
oczy, które wyglądają raczej na ciemny granat w słabym świetle,
błądzą po ścianach pokoju bez wyrazu. Nie wygląda jakby myślał
nad odpowiedzią. W sumie, nad czym tu myśleć?
-
Boisz się mnie? - ponownie zadaje pytanie.
-
Nie - odpowiada, lecz zaprzecza sam sobie, w czasie kiedy wyciągam
swoją rękę w stronę blondyna, a on odsuwa się do tyłu.
Marszczę brwi na ten gwałtowny ruch. Wczoraj nie miał nic
przeciwko, gdy zbierałam mokrą grzywkę z jego czoła, czy
wycierałam go ręcznikiem.
Poza
tym, jego głos jest dziwny. Nie wyraża niczego specjalnego, może
lekką niepewność. Podejmuję inną taktykę. Usadawiam się na
środku materaca nie zawracając sobie głowy ściągnięciem butów.
Krzyżuję nogi w tureckim siadzie. Dłonie układam na kolanach
utrzymując wzrok na chłopcu, który przygląda mi się ze stoickim
spokojem oraz czeka. Bawi mnie, kiedy uśmiecham się w jego stronę,
a on marszczy brwi. Opiera się podbródkiem o kolano. Szeroko
otwartymi oczyma gapi się się na mnie.
-
Nie musimy rozmawiać jeśli nie chcesz - proponuję - ale twoje imię
chyba nie jest jakąś tajemnicą?
Cisza.
Drapie się po nosie wgapiając w księżyc.
Nienzajomy
znów patrzy na ściany bez wyrazu.
-
Poważnie. Podaj chociaż pierwszą literę - upieram się.
Jego
ręka spada na pościel. Obserwuję sposób, w jaki zakręca kilka
małych kółek palcem wskazującym. Kiedy się zatrzymuję, unoszę
głowę, żeby spotkać intensywne spojrzenie. Unoszę brew w
zapytaniu.
Jego
tajemniczość, mnie zauroczyła.
Chłopiec
spuszcza oczy z powrotem w dół, więc ja także to robię.
Oczywiście, jak już rzucę okiem na rysy jego twarzy. Powieki ma
spuszczone, co daje mi idealny widok na długie rzęsy, które lśnią
pod srebrnym światłem rzucanym przez księżyc. Blond włosy wydają
się bardziej puszyste i potargane, niż dziś w czasie lunchu.
Później zwracam uwagę na jego nos, idealnie prosty i pełne
policzki, oraz usta, które są teraz lekko rozchylone w skupieniu.
Powracam
na dłoń. Niebieskooki rysuję na pościeli pomiędzy nami pionową
linię. Od górnej części tej linii, powstaje następna, ukośna i
jeszcze jedna prosta. Wygląda jak N. Przyjmuję, że to pierwsza
litera jego imienia. Za nią idą następne: prosta linia, bez
niczego - I, dwie na ukos, tworzące domek, a pomiędzy nimi jedna
pozioma - A, pionowa linia, od której dołu powstaje następna,
pozioma - L, kolejna jest taka sama.
NIALL.
-
Niall? - upewniam się.
Niall
kiwa głową i nawet trochę się uśmiecha.
-
Teraz ty - odzywa się.
-
Okay.
Tworzę
swoje imię na pościeli. Trzy linie tworzące H, okrągłe O,
następne P i E. Niall marszczy brwi w koncentracji. Po chwili kręci
głową i znów obejmuję swoje nogi ramionami.
-
To głupie - stwierdza.
-
Nie. Co zobaczyłeś?
-
Nic.
-
Nie dąsaj się. Jestem Hope. - Wyciągam dłoń, z zamiarem
zaciśnięcia tej należącej do niego. Mija chwila, w której Niall
zastanawia się, co powinien zrobić i studiuje spojrzeniem ten gest.
Mimo wszystko podaje mi dłoń. Jest ciepła, delikatna i ostrożna.
Różni się co do dłoni Matthew. Jego była szorstka, a uścisk
pewny.
-
Pierwszy raz, poznaje kogoś z imieniem Niall - przyznaję i znowu,
nie oczekuję żadnej odpowiedzi. Niall zaczyna powoli się bujać, w
przód i tył. Wnioskuję, że albo jest trochę zdenerwowany, albo
wręcz przeciwnie - zaczął się czuć komfortowo.
Hm...
Mogę przejść, do konkretów? Bo naprawdę jestem ciekawa, co robił
wczoraj w łazience. Albo dlaczego jest na tym oddziale, kiedy wydaję
się być całkiem normalny. Jedynie trochę nieśmiały. Dlaczego
nadal nie śpi i czy Barbara jest jego opiekunką?
-
Barbara jest twoją opiekunką? - wypada z moich ust. Reakcja
chłopaka, jest ledwo widoczna. Jedynie jego tęczówki wydają się
bardziej uradowane, lub tylko mi się tak zdaje. Żwawo kiwa głową,
a grzywka spada na niebieskie oczy. Mam ochotę dotknąć tych włosów
i zobaczyć jak miękkie są, ale chłopak robi to za mnie. Krótkie
pasma plączą się między smukłymi palcami. Niestety trwa to tylko
sekundy. - Moją też - mówię, jakby to miało jakiekolwiek
znaczenie. - Ale przyjechałam tu dopiero wczoraj i nie znam jej
jeszcze dobrze.
-
Mówi, że każdy ma swojego anioła stróża, który nas ratuje -
mamrocze Niall, ze wzrokiem utkwionym w swoich stopach. Nastaje
krótka cisza między nami, dopóki chłopiec nie zbiera się na
odwagę, by zapytać:
-
To ty jesteś tym aniołem, prawda?
Rozchylam
swoje usta, ale nic z nich nie ulatuje z wyjątkiem cichych oddechów.
Niebieskie oczy padają na mnie z zapytaniem, po czym znów uciekają
jakby bały się dłuższego kontaktu.
-
Ponieważ wczoraj mnie uratowałaś – szepce.____________
Wiele osób narzekało, że rozdziały pojawiają się zbyt rzadko, więc wpadłam na cudowny pomysł i postanowiłam to zmienić. Jako, że te pierwsze rozdziały są długie podzieliłam je na rozdziały A i B. Rozdział 3B pojawi się w środę, a rozdział 4 jest krótki więc dodam go także w niedziele.
Mam nadzieję, że taki podział przypadnie Wam do gustu, bo mnie też to jest bardziej na rękę. Dziękuję ślicznie! ♥
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz