2016-07-13

Rozdział 8

- Nie możesz robić takich wybryków. Chyba nie chcesz tam zostać dłużej niż rok, prawda?
Kiwam głową, ale w porę zdaję zdaję sobie sprawę, że przecież ona nie może tego zobaczyć.
- Nie wiem, czy pozwolą mi wyjechać na Święto Dziękczynienia - mówię do słuchawki.
- Byłoby wspaniale gdyby się zgodzili. Może mogłabyś wziąć tego chłopaka ze sobą?
- Nawet na to nie liczę - jednak uśmiecham się na myśl o wspólnym spędzaniu świąt z dziadkami i Niallem. Wtedy Niall, mógłby poczuć się jak wśród rodziny.
- Może się uda. - Nawet przez telefon mogę wyczuć jej ciepło i uśmiech, który zawsze jest gdy go potrzebuję. Babcia zawsze mi pomaga i jest dla mnie najlepszą przyjaciółką. Zna mnie na wylot. Każdą jedną odsłonę mnie.
- Może - mówię smutno.
- Hope, musimy iść na sale gimnastyczną! - Słyszę Zee, a jej sylwetka za chwilę rzuca mi się w oczy. Grube kaskady włosów dziewczyny są spięte w ciasny kok na czubku głowy. Ma na sobie przylegające dresy i białą koszulkę, którą przywłaszczyła sobie od Matthew.
- Już idę! - odkrzykuje jej. Dziewczyna czeka na mnie, uparcie potupując nogą. - Babciu, muszę iść.
- Oczywiście, kochanie. Zadzwoń niedługo.
- Pa. Kocham cię.
Pędzę wraz z przyjaciółką do bloku sportowego. Pewnie jesteśmy już spóźnione. Nikt tego nie zauważa, kiedy mieszamy się w tłum i zaczynamy biec wokoło boiska. Dzisiaj decyzja pada na granie w koszykówkę. Prawda jest taka, że trochę się stresuję, bo nigdy w nią nie grałam i nie znam żadnych zasad. Umiem tylko kozłować piłkę i chwała synowi mojego sąsiada, który nauczył mnie tego gdy byłam dzieckiem.
Pan Peters każe nam odliczyć do trzech. Drużyna, do której należę jest trzecią, dlatego zajmujemy miejsca i oglądamy pierwszy mecz. Ja, Zee i Matt jesteśmy w przeciwnych drużynach.
- Cześć. - Słyszę po swojej prawej stronie. Rzucam tylko szybkie spojrzenie na Patricka.
- Um, cześć?
Nie chcę z nim rozmawiać, ani trochę, więc oglądam grę.
- Coś nie tak?
Przeklinam w duchu.
- Nie - uśmiecham się tak sztucznie jak jeszcze nigdy. - Wszystko okay.
- Jesteś jakaś spięta - twierdzi. Nadal nie patrzę w jego stronę.
- Czyżby?
- Chodzi o tę piłkę? I twój nos?
- Nie, Boże.
Nachyla się bliżej mnie, zdecydowanie za blisko i szepcze:
- Nie lubisz mnie? - Jego oddech łaskoczę moją skórę.
- Uh, nie. Odsuń się - odpycham go od siebie.
- Może powinnaś zacząć? - uśmiecha się szeroko, a mi chyba cofnął się lunch.
- Wal się.
Odchodzę od niego i staję przy oknie. Kilka minut później wchodzimy na boisko i gramy przeciwko drużynie, w której jest Zee... A raczej inni grają. Jestem absolutnie zdezorientowana, w czasie kiedy rozbrzmiewa głośny gwizdek i mecz się zaczyna. Stoję jak słup soli, gdy inni podają sobie piłkę, kozłują i wrzucają kosze.
- Nie umiesz grać?
Odwracam się w stronę chłopaka.
- Nigdy w to nie grałam - przyznaję.
- Może lepiej usiądź z powrotem?- Patric łapię piłkę w chwili jak ta chce przelecieć nad moją głową. Odrzuca piłkę i mruga do mnie z tym perfidnym uśmiechem. Dołeczki pojawiają się w jego policzkach, ciemne blond loki podskakują na górze jego kanciastej głowy, kiedy odbiega ode mnie. Rozglądam się dookoła i faktycznie rezygnuję z gry.
- Co robisz? - Zee marszczy brwi, podchodząc do mnie.
- Nie umiem grać w kosza.
- Ja też nie - śmieje się, ale wraca z powrotem na boisko. Zajmuję miejsce na ławeczce obok jakiejś dziewczyny i podpierając brodę o rękę, siedzę tak do samego końca lekcji. Gwizdek kończący zajęcia jest jak zbawienie. Wszyscy bez pośpiechu kierują się do łazienek lub pokoi. Odbywam samotny spacer po schodach do swojego pokoju.
- Hope! Zaczekaj!
Nie czekam, za to przyśpieszam jeszcze bardziej.
- Cholera, słyszysz co mówię? - Patrick jest zdyszany.
- Zostaw mnie w końcu w spokoju - mówię mu, kiedy jest już obok.
- Hej, nie musisz być taka nie miła.
Nie komentuje tego. Chłopak najwidoczniej się irytuje, ponieważ nagle czuję jak na moich ramionach zaciskają się jego palce, a on przyszpila mnie do ściany. Robi to z taką siłą, że mój słaby kucyk rozplątuje się, więc włosy szalenie opadają mi na ramiona i twarz. Rozchylam usta zszokowana i pierwszy raz od dłuższego czasu patrzę na jego twarz. Uśmiecha się półgębkiem zarozumiale i pewnie. W jego oczach tli się ogień, jakby właśnie coś osiągnął.
- Puść mnie! - szarpię się w jego uścisku, co tylko pogarsza sprawę.
Mój nos podrażnia ostry zapach owocowego dezodorantu i potu.
- Jezu, musisz być taka zadziorna?
- Pieprz się - syczę przez zęby. Moja klatka piersiowa unosi się szybko. Ostatni raz próbuję mu się wyrwać - bezskutecznie. - Czego chcesz?
- Cóż, właściwie, chciałem się zapytać, czy chcesz się nauczyć grać w kosza. Mógłbym cię potrenować. - Wzrusza ramionami jak gdyby nigdy nic.
- Że co?
- O siedemnastej sala gimnastyczna zawsze jest wolna.
Jego uścisk rozluźnia się, dlatego mogę wreszcie się wyrwać i iść do swojego pokoju bez słowa. To jest to, co robię. Na odchodne pokazuje mu palca, którym wcale nie jest kciuk.
W pokoju przebieram się w ulubione dżinsy i rozciągniętą bluzę z kapturem. Z powrotem związuje włosy nową gumką. Rzucam okiem na zeszyty czekające na mnie w moim łóżku. Zagryzam wargę całkowicie je ignorując. Idę korytarzem spokojnie mijając ludzi. O wiele bardziej wole je nocą. Wtedy są ciche i puste.
Dostrzegam Zee naprzeciw mnie. Ma mokre włosy, które zostawiają ciemne plamy na jej szarej, obcisłej koszulce z długimi rękawami i sporym dekoltem w karo, który odsłania jej czekoladową skórę.
- Gdzie lecisz? Myślałam, że zrobimy razem matmę?
- Uh, zrobimy to później?
- Nie masz dzisiaj spotkania z Thomasem - zauważa. Mruży oczy, a kiedy spuszczam wzrok na podłogę już wie. - Och, no tak. Dobra. Bądź przed kolacją. Jak wrócisz, to wiesz, jak na spowiedzi.
Śmieje się, potakując jej głową. Ściska moją rękę po czym biegnie do naszego pokoju.
Wchodzę w korytarz oznaczony filarem z literą D. Tutaj jest więcej opiekunów i dorosłych ludzi niż nastolatków, jak w pozostałych częściach ośrodka. Utrzymuję kontakt wzrokowy z jednym mężczyzną, który wygląda dość marnie, za to jego wzrok jest ciekawski i mroczny. Przyśpieszam kroku, by dostać się pod drzwi 412. Ciągnę za ciężką klamkę i cicho wchodzę do środka. Pierwszy raz jestem w pokoju Nialla za dnia i wygląda on całkiem inaczej. Jakby przyjemniej. Ściany są ciemno zielone. Promienie zachodzącego powoli słońca padają prosto na łóżko chłopaka, tak jak światło księżyca nocą. Niall leży na łóżku i chyba coś pisze, tak zaabsorbowany tym, że nawet nie wyczuwa mojej obecności. Przyglądam się temu jak luźne, ale nie za luźne dżinsowe spodnie opinają jego chude nogi i jak biała koszulka podwija się, ukazując kawałek mlecznej skóry jego pleców oraz rozciąga się na ramionach. Jego głowa z każdym słowem, jakie zapisuje zniża się do dołu, tak, że już prawie dotyka poduszki. Zauważam też, że jest leworęczny, a jego włosy są tak puszyste, że aż proszą się o przeczesanie ich ręką.
Wzdycham w duchu szczęśliwa, że udało nam się wywalczyć zgodę abyśmy mogli się spotykać. Thomas był bardzo przeciwny temu i chyba nadal jest. Barbara wręcz przeciwnie. Psychiatra Nialla także miał coś do powiedzenia, a ostatecznie on i dyrektor stwierdzili, że nie ma przeszkód, o ile obaj tego chcemy. Niall wtedy się nie odzywał. Tylko potakiwał głową na tak i nie, zbyt przestraszony by w ogóle zabrać głos. Śledził wzrokiem całe zdarzenie. Nie mogłam wytrzymać tych intensywnych spojrzeń, dlatego wtedy splątałam nasze palce razem. Pamiętam jak jego dłoń była zimna i trzęsła się. Co mnie zdziwiło to to, że Niall na oczach ich wszystkich, po prostu podniósł moją rękę do swoich ust i pocałował jej zewnętrzną stronę, jakby robił to już miliony razy. Ostatecznie, kiedy już spłonęłam czerwienią jak durny burak, a serce Barbary rozpadło się na milion kawałków - zgodzili się. Thomas nadal tego nie pochwala i jako kara, muszę tysiąc razy napisać zdanie "Nie będę łamać zasad ośrodka". Z tym zadaniem jeszcze nie zaczęłam, ale od spotkań z chłopakiem zaczynam właśnie teraz.
- Co robisz? - Mój głos jest dziwny, jakby powiedziała to całkiem inna osoba. Blondyn gwałtownie się odwraca, odpierając swój ciężar na łokciu. Jego koszulka podwija się jeszcze wyżej, lecz on nie zwraca na to uwagi. Odchrząkam. Usta rozciągają się mu w uśmiechu i dopiero teraz tak naprawdę zauważam, że nosi aparat ortodontyczny.
- Nic - twierdzi wesoło.
- Ach, tak?
Siadam na łóżku w trampkach, przez co chłopak przesuwa się trochę, ale nie zmienia swojej pozycji. Zastanawiam się chwilę nad tym, by zaciągnąć jego koszulkę i rzeczywiście to robię. Niall śledzi moją rękę. Kiedy spotykam niebieskie oczy, jego policzki trochę różowieją.
- Jak się masz? - pytam.
Kiwa głową powoli nim odpowiada:
- Dobrze. Chyba wolę jak przychodzisz w nocy.
- Dlaczego?
Wzrusza ramionami. Mam nadzieję, że zaraz to wytłumaczy, lecz on nie mówi nic. Ciągnie za poszwę kołdry zamyślony, ze zmarszczką pomiędzy brwiami i wargą między zębami.
- Niall. - Chwytam jego nadgarstek, żeby zwrócić na siebie uwagę. Niall poprawia się do pozycji siedzącej. Niepewnie splatam nasze palce, tak jak zrobiłam to wczoraj, a on się temu nie opiera. Wpatruje się  w nasze palce i wzdycha cichutko. - Co jest?
- Lubię kiedy przychodzisz w nocy. Wczoraj... w sumie dzisiaj, nie przyszłaś.
- Zakazali mi wychodzi z pokoju po ciszy nocnej, wiesz o tym.
- Myślałem, że wcześniej też to było zakazane.
- Ale jeśli teraz by mnie na tym złapali, nie moglibyśmy już nigdy się widywać - tłumaczę mu. Podnoszę jego spuszczoną w dół głowę w spotkaniu z niebieskimi oczami. - Rozumiesz?
Potwierdza głową, że tak. Rozumie.
- Nie chcesz, żebym przychodziła w dzień?
- Nie! Tylko w nocy jest najgorzej - mówi. - Zaczynam wtedy bardziej zastanawiać się jakby... Potrzebuję kogoś - jego oczy szukają moich - jak ciebie.
Moje usta otwierają się lekko, lecz ani jedno słowo z nich nie ucieka. Nie wiem co powiedzieć. Ściskam tylko jego dłoń w zapewnieniu, że jestem tutaj teraz. Niall przygląda mi się naprawdę intensywnie, jakby chciał się nauczyć każdej rysy mojej twarzy na pamięć. Zdaje sobie sprawę, że robię dokładnie to samo co on. Patrzę na jego bladą skórę, na to, że jego usta są w odcieniu pastelowego różu, a w podbródku ma małe wgłębienie. Jego karnacja jest taka jasna. Zastanawiam się, czy gdyby pobył trochę dłużej na słońcu, na jego nosie pojawiłyby się piegi. Jeśli tak, chciałabym je wszystkie scałować.
- Nie będziesz tego robić, prawda? - jego głos jest chwiejny i niepewny.
- Co?
- Nie będziesz już tutaj siedzieć dopóki nie zasnę, żeby mieć pewność, że nic mi się nie stanie.
- Nie mogę - przyznaję i rzeczywiście trochę mnie to smuci. Kocham patrzeć na niego, kiedy śpi.
Niall kiwa głową powoli.
- Ale będę przychodzić w dzień - staram się go pocieszyć. - Będziemy mogli gdzieś wyjść. Jeść razem na stołówce i poznasz moich przyjaciół.
- Okay - zgadza się, a delikatny uśmiech marszczy jego policzki.
Rzeczywiście tak się dzieje. Spędzam z Niallem dużo czasu. Jakby sześć dni w tygodniu, czasami siedem jeśli dobrze pójdzie. To jest jak całkiem nowe doświadczenie. Nie tylko dla niego, lecz dla mnie także. Nigdy nie byłam w związku. Było kilku chłopaków i nigdy nie było to takie jakie jest z Niallem. Może dlatego, że chciałam ich mieć tylko po to, by na chwilę zapomnieć o swojej sytuacji. Teraz, kiedy o tym pomyślę, nie mieści mi się to w głowie; całe spotykanie się z Niallem, rozmawianie, poznawanie jest czymś bardzo prywatnym i nowym. Nie do końca wiem, czy mogę nazywać nas parą. Spotykamy się, jest parę momentów, że trzymamy się za ręce (nie zbyt długo), lub Niall położy rękę na mojej nodze, albo dotknie moich włosów. Jednak nie jest to typowy związek. W sumie nie ma się czemu dziwić. Nie możemy wyjść na randkę, na spacer czy cokolwiek. Nie będziemy przecież chodzić na romantyczne obiady w stołówce.
Niall ma różne zachowania, co jest dość trudne. Bywa, że całkiem zamyka się w sobie. Kilka razy odtrącił mnie, na przykład kiedy chciałam tylko poprawić jego włosy. Raz, w dzień przed Świętem Dziękczynienia dostał ataku paniki, takiego jak kiedyś, gdy jeszcze wymykałam się do niego nocami. Kazał mi wyjść. Łzy kapały z jego policzków, ale nie płakał. Był rozzłoszczony i trochę roztrzepany. Oczywiście wyszłam, co nie znaczy, że sobie poszłam. Odczekałam kilka minut pod drzwiami, a kiedy weszłam z powrotem do pokoju Niall zaczął mnie przytulać i przepraszać. Później spędziliśmy cały dzień w jego łóżku drzemiąc. Kiedy chłopak się obudził nauczyłam go jak robić warkoczyki z włosów.
Chwiejność emocjonalna. Tak to się nazywa. Odbyłam z Barbarą kilka ekskluzywnych rozmów na ten temat przy kawie z automatu. Opiekunka wydrukowała mi egzemplarz pospinanych ze sobą kartek, na której była wyjaśniona cała choroba Nialla. Chwiejność emocjonalna to szybkie zmiany nastroju przez to, jak przeżywa relacje z innymi.
- Albo jest bardzo zaangażowany w relacje i bardzo mu dobrze, albo musi nagle uciekać - tłumaczy Barbara. - Robi to dlatego, że czuje się zbyt blisko, boi się utraty ciebie, to naturalne u osób z osobowością pogranicza. Woli się oddalić, zanim to będzie zbyt trudne.
- To popaprane - mówię do swojej kawy. - Nie zamierzam odejść.
Barbara uśmiecha się na te słowa.
- Dlatego, dzięki tobie jego stan cały czas się polepsza. Musisz wbić mu do głowy, że nie odejdziesz.
- Co... - zaczynam i myślę nad czymś, co trapi moją głowę od dawna. - Co będzie, kiedy moje leczenie tutaj się skończy?
Blondynka bierze długi łyk kawy, oblizuje dokładnie usta nim mówi, że jest za wcześnie, by o tym rozmawiać.
Z Niallem mamy różne sposoby na marnowanie czasu. Zee twierdzi, że spędzam z nim teraz więcej czasu niż z nią. Może to jest trochę prawdą. Już kilka moich książek odnalazło swoje miejsce w pokoju Nialla. Lubi, kiedy mu czytam. Później dużo rozmawiamy na ich temat. Niall ma trochę problemów z wyobraźnią, dlatego zadaje często pytania jak "przecież, śluz ślimaka nie może sprawić, że będziesz niewidzialny. Czy ta książką, naprawdę jest przemyślana? Czy to znaczy on wysmarował się toną ślimaków?" albo "dlaczego ten martwy człowiek cały czas stoi w rogu jej salonu? Nie bolą go nogi?", lub "W ogóle, duchy nie istnieją. Wyglądają jak ludzie? To dziwne". Niektóre doprowadzają mnie do napadu śmiechu, do tego stopnia, że boli mnie brzuch. Ponadto, śmiech Nialla jest czymś nieskończenie wspaniałym. To brzmi jak zwykłe ha, ha, ha tyle, że on tak jakby w ogóle nie stara się złapać oddechu podczas tego. Jak to możliwe? Poza tym, kiedy to robi na jego czole odznacza się pionowa żyła, którą za każdym razem chcę pocałować. Powstrzymuje się od tego.
Niall bardzo lubi przychodzić do mojego pokoju. Patrzeć jak odrabiam lekcje, przeglądać rzeczy i zdjęcia. Lubi także Zee. Dziewczyna najczęściej opowiada mu o zespołach, których słucha. Puszcza mu muzykę na słuchawkach tak jak teraz, kiedy odrabiamy lekcje z matematyki i Niall nuci pod nosem piosenkę, którą pewnie słuchał już kilka razy pod rząd.
- Jestem pewna, że na następnej lekcji weźmie mnie do tablicy - mówi Zee.
- Bierze cię do tablicy na każdej lekcji - parskam, zapisując równanie.
- Też prawda. Nienawidzę tej kobiety. Widziałaś jej brodawkę nad brwią? Wygląda jakby miała zaraz wybuchnąć. I te włoski, ohyda.
- Tak - śmieje się - to niczym tykająca bomba.
- Tik-tak, szmato.
Wybuchamy cichym chichotem. Patrzę na chwilę na Nialla, który kompletnie odleciał słuchając muzyki. Leży na moim łóżku, porusza palcami do rytmu i kiwa głową.
- Hope.
- Co?
- Pytam, czy już wiesz ile wynosi ten cholerny X, ale ty zniknęłaś na chwilę.
- Sorry, tak. Przepisz sobie - przesuwam zeszyt w jej stronę.
- Naprawdę go lubisz, co? - Zee piszę wynik, po czym spogląda na mnie spod gęstych rzęs.
- Ta. - Bawię się niezręcznie długopisem.
- Czy wy robiliście już... coś?
- Co? Co masz na myśli?
- No wiesz - przechyla głowę, jakby chciała załamać sobie kark.
- Nie. My... Jezu, nie - mówię i udaję, że interesuje mnie zadanie, żeby uciec od wścibskiego wzroku przyjaciółki.
- Ale nic?
Kręcę głową w ciszy.
- Nawet się nie całujecie? - docieka.
- Zee, on jest - zaczynam, ale nie chcę mówić, tego co przyszło mi na myśl. To by zabrzmiało tak, że nie chcę mieć z nim nic, bo jest chory, a tak nie jest. - Muszę być ostrożna. Nie chcę go spłoszyć, czy przytłaczać tym - macham ręką - wszystkim.
- Ale już się całowaliście.
- To było raz. Pod wpływem chwili.
- Podobało mu się.
- Tak, wiem. Mnie też.
Może trochę się rumienie na wspomnienie przemykające w mojej głowie.
- A co to? - Zee szczypie mój policzek.
- Spadaj.
- Zrób krok do przodu.
- Powoli.
- Mogę cię o coś zapytać?
Odkładam długopis, patrzę na nią i zgadzam się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz