2016-08-03

Rozdział 11

Kiedy słyszy otwieranie i zamykanie frontowych drzwi, ciężkie zimowe buty, uderzające o drewniane panele, coś jak szelest, jej smukłe palce automatycznie zaciskają się na kubku z parującą herbatą. Serce pędzi w jej klatce, która wydaje się ostatnio zbyt mała dla niego. 
Chyba się przesłyszała. Marszczy brwi by się przysłuchać. Nie, nie pomyliła się. Czy on właśnie nazwał ją kochaniem? Tak dawno tego nie słyszała. Zapomniała jakie to uczucie. Pamięta, że było jedyne w swoim rodzaju. Rozpływała się na brzmienie tego określenia, tak jak rozpływa się kostka czekolady pod wpływem ciepła. Teraz nie mogła tego poczuć. Nie była w stanie przyjąć, że to znów powróciło.
- Kochanie, mam coś tutaj!
I słyszy to kolejny raz. Zakrywa spierzchnięte wargi dłonią. Brązowe oczy stają się szklane w przeciągu sekundy, gdy jej mąż wchodzi do kuchni z uśmiechem na twarzy, którego nie widziała od tak dawna. Ma czerwone policzki, na brodzie topnieją mu pojedyncze płatki śniegu. Dziewczyna dopiero później dostrzega plastikowe reklamówki, które trzyma. 
- W porządku?
W p o r z ą d k u. On nigdy nawet nie pyta jej jak się czuje. Jak to możliwe? Monica potakuje szybko, jednak nie odzywa się, ponieważ nie wie, czy w ogóle może. W końcu, nie udzielił jej prawa głosu.
- Spójrz co kupiłem! - Mężczyzna żwawo podchodzi do stołu, rzucając na niego torby z miękką zawartością. - Pamiętasz, jak mówiłaś, że Hope zawsze ma takie zimne ręce? Więc spójrz - wyciąga rękawiczki z jednej torby. Są kolorowe, w typowo świąteczne wzory.
- Victor... - Monica odzywa się niepewnie.
- To jeszcze nie wszystko. Były w zestawie z czapką. Mam też jedną dla ciebie. Będziecie do siebie pasować - uśmiecha się tak szeroko, że to prawie nie możliwe. - Kupiłem też coś, co na pewno ci się spodoba.
Monica przygląda się mu z takim szokiem i zdziwieniem. Wie, że nie zdoła powstrzymać dłużej łez, ale wie też, że jeśli zacznie płakać wszystko zepsuje. On nienawidzi płaczu.
- To kosmetyki. Spójrz, kremy, peelingi i cienie do oczu, więc będziesz mogła się malować. Wiem jak bardzo to kochasz.
W końcu parzy się na nią, naprawdę. Przygląda się brunetce, a ona czuję się mała i zagubiona pod jego spojrzeniem. Nieproszona łza spada spod jej powieki.
- Nie podobają ci się? - Wątpi mężczyzna.
- Są... - Musi zdobyć oddech. Unormować rytm serca. - Są przepiękne, ja...
Nie wytrzymuje tego dłużej i szlocha. Już chce przeprosić, ale wtedy Victor podchodzi bliżej i on nie krzyczy, nie uderza jej, nie kpi i nie wyśmiewa. Przytula Monicę do swojej piersi, pachnącej wiatrem, drogerią, zimą, dymem papierosowym. Kobieta jest przerażona z początku. Ten gest wydaje się taki odległy, całkiem obcy dla niej. Jeszcze gorzej się czuje, kiedy Victor zabiera głos, głaszcząc delikatnie jej włosy.
- Nie płacz.
- Przep...
- Cicho, kochanie - przerywa jej. - Wszystko jest w porządku, prawda?
- Tak - mówi na wydechu. Łzy wsiąkają w miękki sweter Victora.

- Chcesz pójść do salonu, poprzytulać się?
To jest pytanie, nie rozkaz. Monica to wie, ale czy w ogóle mogłaby odmówić?
Viktor prowadzi ją za rękę do salonu. Siada na kanapie i zachęca, by spoczęła na jego kolanach. Tak też robi, a gdy on przyciąga dziewczynę bliżej, tuląc do siebie. Monica zarzuca ramiona na jego szyję, głowę układa ostrożnie na ramieniu mężczyzny, także po dłuższym zastanowieniu zatapia palce w ciemnych włosach - niepewnie i delikatnie. Jej serce się raduję, kiedy słyszy cichy pomruk. Czuje jak dłonie Victora badają jej plecy, boki, bawi się końcówkami jej włosów.
Zamyka oczy, wypuszczając ciepły oddech na szyję kochanka.

Takie chwile bywają w ich życiu. Czasami Viktor, staje się... Viktorem, jakby sobą. Tym, którym był kiedyś. Tym, którym był przed ich ślubem, przed narodzinami Hope, przed śmiercią jego matki... Właśnie taki - ciepły i otwarty, potulny, uśmiechający się. Monica wie, że musi z tego korzystać póki to trwa, ponieważ może zniknąć bardzo szybko.
- Kocham cię.
I ona karmi się tymi słowami.
To on. Mój, mój, mój - powtarza w swojej głowie.
- Tak się cieszę, że cię mam. Jesteś moja. Nikt, nigdy nie będzie cię kochać, tak jak ja to robię. Racja kochanie?
- Tak.
- Kochasz mnie?
- Kocham. Kocham. 

I on karmi się tymi słowami.


Warstwa śniegu wokół nas cały czas rośnie. Płatki spadają na nasze twarze, utrzymując się na rzęsach. Niebo ponad nami jest w kolorze brudnej piany. Nie czuję swoich palców u dłoni, u stóp też zaraz będę mieć taki problem. Mimo wszystko, podoba mi się to, bez względu na panujący mróz. Jest mi nawet ciepło, ponieważ przed tym jak legliśmy plackiem na śniegu, rzucaliśmy się śnieżkami i trochę nacieraliśmy. Moje policzki nadal są czerwone i odrobinę pieką. Oddech już się uspokoił, właśnie przestaliśmy śmiać się z samych siebie.
- Dawno się tak nie bawiłem - stwierdza chłopak rozbawionym tonem.
- Tak? - przekręcam głowę w jego stronę.  Moje włosy są mokre na końcówkach, lekko zakręcone.
- Tak - uśmiecha się szeroko.
Przewracam się na brzuch, opieram na łokciach, bliżej niego. Policzki zaczynają mnie boleć od ilości uśmiechów jakie posłałam w stronę blondyna.
- Kiedy ostatnio wyszedłeś z ośrodka?
Myśli chwilę nad odpowiedzią. Jego rzęsty są już całkowicie białe, jakby pokrył je szron, tak samo brwi. Policzki i uszy czerwone, włosy wilgotne, spłaszczone na czole.
- Latem, chyba - wzrusza ramionami. - Większość czasu spędzam w pokoju. Mamy też grupowe terapie, jest tam dość zabawnie. Jeden koleś uważa się nawet za Jezusa.
Śmieję się krótko i głośno. Ptaki spłoszyły się z dachu budynku, Niall złapał moją dłoń w swoją, równie zimną. Przyglądamy się sobie przez chwilę, aż coś przychodzi mi do głowy.
- Byłeś kiedyś poza ośrodkiem?
- Za bramą?
Potakuję mu.
- Nie.
- Więc nigdy nie byłeś w kinie, na kręglach czy nawet na zakupach?
- Nie - powtarza.
- Hm, chcesz zrobić coś nowego? - Uśmiecham się do niego tajemniczo. Nie czekając na odpowiedź wstaję i wyciągam do niego rękę. Wracamy do środka budynku. Ciągnę go do jego pokoju, zostawiwszy po nas tylko błotnistą ścieżkę na podłodze. - Będą potrzebne suche ubrania. Pożyczysz mi coś?
- Nie mam zamiaru wychodzić z ośrodka, jeśli to chcesz robić - ostrzega, wahając się przed otwarciem drzwiczek szafy.
Układam usta w dzióbek po jednej stronie twarzy.
- Nie, nie to chcę robić - zapewniam.
Chłopak potakując podaje mi parę szarych dresów i koszulkę, bierze taki sam zestaw dla siebie. Ściągam swoją kurtkę i radzę Niallowi to samo. Robię krok, żeby zdjąć z niego także bluzę.
- Jest zimno - marudzi. Cmokam pudrowe usta w odpowiedzi, później ciągnę chłopaka za rękę. Zanim wchodzimy do łazienki rozglądam się wokoło czy nikt nie patrzy. Jest czysto. Wpycham blondyna do łazienki z cichym śmiechem, który jak zawsze w moim przypadku znaczy robienie czegoś nielegalnego (w oczach ośrodka). Ściągam zbyt duży sweter z siebie, zostając w skąpej bluzeczce na cienkich ramiączkach.
- Rozbieraj się - mówię mu.
Posyła mi to samo spojrzenie co przed chwilą w pokoju. Jest bardzo niepewny.
- No dalej - zachęcam go, zdejmując swoje przemoczone dżinsy. - Zostaw bieliznę.
Ponieważ nie chcę go przytłoczyć. Może siebie też nie... Nieważne.
Niall najpierw ściąga spodnie razem z przemokniętymi skarpetkami, później koszulkę zostając tak jak prosiłam, w samych, czarnych bokserkach. Jest nieśmiały, stojąc tak obnażony przede mną. Jego skóra jest mlecznobiała w sztucznym świetle. Bez żadnych niedoskonałości. Krótka ścieżka ciemnych włosków ciągnie się od jego pępka, znikając za paskiem bielizny. Moje ciało oblewa zimny dreszcz. Niall pociera swoje ramię, ze wzrokiem wbitym w kafelki. Podchodzę cicho, wyciągam dłoń, by sięgnąć do rozgrzanego policzka, który jeszcze przed chwilą był zimny. Wyciągam szyję, spotykając nasze usta. Powoli, bardzo namiętnie, lecz bez przesady. Wyręczam chłopaka w jego niepewności, kładąc jego ręce na swojej tali. Kiedy już to robię, jest to dla niego wystarczające zaproszenie. Przyciąga mnie bliżej, na co uśmiecham się w różowe usta naprzeciwko.
- Weźmiemy prysznic.
I tak też się dzieje. Stoimy pod gorącym strumieniem wody, całujemy się jakbyśmy nigdy nie mieli dość. Popycham trochę Nialla, przez co woda spada dokładnie na jego twarz. Śmieje się przez to. Nie długo, bo zaraz zostaję przyciągnięta w jego stronę i to samo dzieje się ze mną. Tak szybko jak oblała mnie woda, równie szybko się odsuwam, żeby móc go zobaczyć. Skóra Nialla z białej, zrobiła się lekko różowa od temperatury wody i dużej ilości pocałunków i dotyków jakie wymieniliśmy. Jest taki miły, przyjemny, domowy. Przyglądamy się sobie, z moimi dłońmi na jego ramionach i dłońmi Nialla na mojej talii. Palcami badam jego wystające obojczyki pod wilgotną skórą. Kciukiem przesuwam po wystającym jabłku Adama, w czasie kiedy on robi to samo z moją szczęką.
- Co robimy?
Nie do końca wiem o co pyta, ale odpowiadam zwyczajnie:
- Łamiemy zasady.
Scałowuję uśmiech z ust blondyna, przenosząc to na jego policzek, sprawdzam jednocześnie czy to jest w porządku dla niego. Skubię delikatnie zębami płatek ucha, co wywołuję falę dreszczy pod cienką skórą chłopaka.
Kiedyś mój sąsiad Greg, z którym grałam w koszykówkę umówił się z dziewczyną. Była dla niego bardzo ważna, a my byliśmy dobrymi kumplami, więc cały dzień przed jego randką trenowaliśmy całowanie. Byliśmy w tym całkowicie nowi, co doprowadziło do tego, że próbowaliśmy dziesięć razy zanim udało nam się na poważnie zainicjować pocałunek. Później szło coraz lepiej i próbowaliśmy coraz nowszych rzeczy, opisując jak to czujemy. To od niego nauczyłam się tych wszystkich rzeczy, jak widać przydatnych.
- Hope - szepcze blondyn bardzo cicho. Nawet nie wiem czy chciał, żebym to usłyszała, ale na pewno oprócz tego usłyszałam otwieranie się drzwi łazienki. Moja reakcja jest bardzo szybka - gdy słyszę także kroki zakrywam usta Nialla dłonią, wpatrując się trochę z ekscytacją i trochę z przerażeniem w niebieską toń naprzeciwko mnie.
Dojrzały, kobiecy głos pyta czy ktoś tu jest. Niall marszczy brwi, jego oczy niemal wołają o pomoc. Mogę poczuć jak serce wali w jego klatce piersiowej oraz wyobrazić, jak adrenalina miesza się z krwią w żyłach.

***


- Kochanek.
- Adoracja, pożądanie, zakochanie.
- Wróg.
- Nienawiść, złość, zazdrość.
- Rodzina.
- Ciepło, zaufanie... bezpieczeństwo.
- Dobrze - mówi Thomas zapisując słowa w notesie. - Ile z tych... rzeczy, kiedykolwiek czułaś?
- Pewnie większość, a Pan?
- Myślę, że wszystkie - uśmiecha się, lecz uśmiech nie dotyka jego oczu.
- Ładnie - komentuję.
Lekarz kiwa powoli głową i jakby w zdenerwowaniu obraca długopisem między palcami. Przyglądam się tamu i czekam, aż zada jakieś pytanie, jednak on nie mówi ani słowa.
- Mam wyjść? - pytam w końcu, zwracając na siebie uwagę mężczyzny.
- Nie. - Rzuca okiem na swój ładny zegarek. - Nie minęło nawet trzydzieści minut.
- Nie każda wizyta musi tyle trwać. Pogadaliśmy, pograliśmy w grę - wzruszam ramionami.
- Zadam ci jedno pytanie - wtrąca.
- Chyba na tym polega ten zawód.
Przez siedzenie już kilka miesięcy w tym gabinecie, zdążyłam zwrócić uwagę na gesty i nawyki jakie ma Thomas. Przed zadaniem pytania często drapie się prawą dłonią po lewym policzku, za to jak jest zniecierpliwiony uderza końcówką długopisu o notatnik. Dokładnie jak teraz.
Albo jestem naprawdę dobrym obserwatorem, ponieważ serio lubię zwracać uwagę na drobne szczegóły jakie nieświadomie robią ludzie, albo... Thomas ma bardzo silne leki na ADHD.
- Czy to co tu robimy, pomaga ci? Jakby, czujesz jakieś zmiany w sobie? W swoim zachowaniu, sposobie myślenia?
- Tak - odpowiadam szczerze.
- Co dokładnie?
Biorę głęboki oddech, rozglądając się po pokoju.
- Nie wiem. Dużo się pozmieniało, więc ja też się zmieniłam.
- Stałaś się pewna siebie i głośna, prawda?
- Może.
- Wiesz, przez moje palce prześlizguje się masa nastolatków, która straciła rodziców. - Mężczyzna opiera się o swoje biurko wygodnie. Odbieram to jako: "teraz będę mówić bardzo ważne rzeczy, które w rzeczywistości wcale nie są ważne", więc ja jestem jak: "będę udawać, że mnie to obchodzi".
Obie rzeczy niezupełnie są prawdą.
- Wtedy w twojej głowie pojawia się bardzo uporczywa chęć zwracania na siebie uwagi i odreagowania, zgodzisz się ze mną?
- Może - powtarzam beznamiętnie.
- Popatrz - wskazuje dłonią na mnie - ty odreagowujesz poprzez żarty i naginanie pewnego prawa, które tutaj panuje. Dlaczego? - unosi brew. Otwieram usta, żeby odpowiedzieć, ale on uznał, że to było pytanie retoryczne, ponieważ kontynuuję. - W twoim domu, panowały zasady, być może nauczyłaś się ich łamania. Może robisz to, by zwrócić na siebie uwagę. Może dlatego, bo wiesz, że za złe czyny czeka cię kara. Może jej właśnie oczekujesz...?
- To nie tak - kiwam głową.
- Więc jak? - Tym razem Thomas rozsiada się w fotelu. Pasowałyby do niego cienkie papierosy i mentolowy zapach. Ma dość ostro zarysowane kontury szczęki i policzków, były by wyeksponowane, kiedy wciągałby dym do swoich płuc. Mógłby też sprawić sobie cygaro, wtedy, przypominałby gąsienice z Alicji w Krainie Czarów, tylko że w bardziej wychudzonej wersji.
- Może robię to, żeby się rozerwać? - sugeruję, ignorując jego pytanie.
- Żeby odreagować - upiera się z przebiegłym uśmiechem.
Zaprzeczam kręcąc głową, mimo, że może troszkę się z nim zgadzam. Tylko troszkę.
- W każdym razie, nie dostawałam żadnych kar w domu.
- Nigdy nie dostałaś, kary? Szlabanu?
- Nie - przyznaję.
Thomas mruży oczy. Powinien się domyślić co to znaczy.
- Nie ja byłam karana za rzeczy, które robiłam - przyznaję. - Tylko raz podniósł na mnie rękę. Wyładowywał złość na mamie, bo to przynosiło mu przyjemność - mówię do podłogi.
Po chwili ciszy, uznaję, że terapeuta miał jednak rację.
- To prawda, że próbowałam zwrócić na siebie uwagę i nadal próbuję, ale chyba trochę mniej. Nie poszłam specjalnie do zamkniętego bloku, żeby przyjrzeć się jak wyglądają tam ludzie. To był przypadek. Wiem, że o to ci chodzi.
- Wiedziałaś, że nie można tam wchodzić, a mimo wszystko robiłaś to.
- Nie robiłam tego specjalnie. Jestem tylko nastolatką, okay? Moje hormony szaleją i zwracam uwagę na chłopaków!
- Rozumiem.
- Ale tylko ty masz z tym problem - rzucam mu spojrzenie spod byka.
- Bo jesteś moją pacjentką i martwię się o ciebie. Wiem co przeszłaś, a osoby takie jak Niall mają skłonności do agresywnych zachowań, uwierz mi.
- Mam to gdzieś.
- Do czasu. Nie powinniście tego robić, w ogóle nie powinniście się znać. Niall szybko się przywiązuję, prawdopodobnie już to zrobił. Nie zdajesz sobie sprawy jak dużo dolewasz oliwy do ognia, dopóki nie wybuchnie pożar.
- Dlaczego tylko ty się tym przejmujesz? Dlaczego, Barbara nie ma takiego problemu lub lekarz Nialla?
- Barbara, traktuje Nialla jak własnego syna. Chce, żeby był szczęśliwy.
- Więc dam mu to szczęście.
- Nie możesz. Niall nie jest wstanie tego wytrzymać.
- Nawet go nie znasz.
- Hope...
- Potrzebuję tego, okay?! - wydzieram się na niego. Naprawdę, krzyczę na niego i to pierwsza taka sytuacja. Zawsze w nasze rozmowy wkradał się temat Nialla, ale nie do tego stopnia. Teraz wybuchłam.
Wyplątuję palce we włosy ciągnąc za lekko.
- Chcę poczuć coś więcej, niż tylko ból i zawód - dodaję ciszej.
Nie wiem kiedy w naszych rozmowach zaszedł taki progres. Mówię Thomasowi rzeczy, które od dawna siedzą głęboko zakopane w mojej głowie. To zdanie powtarzałam tak wiele razy, ale nigdy na głos. Oznacza to, że nasze sesje ruszają naprzód.
- To samolubne - zauważa mężczyzna.
Parskam śmiechem.
- On też tego potrzebuje.
- Nie wiesz w jakie bagno wchodzisz.
- I tak jestem już na dnie tego bagna.
Thomas mruczy do siebie. Zapada krótka cisza, przerwana nagłym walnięciem czegoś o drzwi gabinetu. Mężczyzna zrywa się z fotela by rozejrzeć się po pustym już korytarzu.
- Miałaś kiedyś myśli samobójcze? - Pyta znikąd.
- Nie.
- Naprawdę?
- Nie.
Opiera się o biurko i patrzy na mnie z góry.
- Nasze rozmowy nie mogą się opierać na kłótni, Hope.
- Więc przestań cały czas nawiązywać do Nialla.
- Dobrze.
- Co? - patrzę na niego z dołu, zaskoczona jego szybką zgodą.
- Dobrze - mówi beztrosko. - Nie rozmawiamy o Niallu, ty nie pyskujesz. I przestań zwracać się do mnie, jakbym był twoim kolegą.
Przewracam oczami, udając, że się zastanawiam.
- No dobra.
- Możesz iść do siebie.
Wychodzę bez słowa, w odpowiedzi zostawiając mu tylko głośne trzaśnięcie drzwiami. Wyładowuję na tym resztki swojej euforii. Tak jak poprzednio wplątuje palce we włosy, ciągnąc z pragnieniem wdarcia się na całe gardło. Tylko, żeby pozbyć się negatywnych emocji.
Powstrzymuje się, gdy wyczuwam czyjąś obecność z plecami. Moje przeczucia są dobre. Patric stoi swobodnie oparty ramieniem o ścianę. Ogląda swoje paznokcie i udaje, że niczego właśnie nie widział.
- No nieźle - kwituje, racząc obdarzyć mnie spojrzeniem spod loków niezdarnie opadających na jego czoło.
- Co tu robisz, do cholery?
Nie sądziłam, że mój głos może być aż tak przepełniony jadem. Poprawiam swoje włosy niezdarnie jedną ręką, przedtem zaczerpując głębokiego oddechu. Mogę się założyć, że moje policzki zrobiły się czerwone w przypływie złości.
- Przechodziłem - wzrusza ramionami.
- Odwal się - mówię donośnie, patrząc mu w oczy, po czym odwracam się na pięcie, kierując w stronę holu. Patric goni za mną.
Czuję nieodpartą ochotę złamać mu nos.
- Hej, mam coś co pomoże ci się wyluzować.
Zatrzymuje się i patrzę na niego. Uśmiecha się półgębkiem, na sekundę jego niebieskie oczy rozświetlają się jak w kreskówkach.
- Słuchaj. Nic od ciebie nie chcę. - Jestem całkiem poważna i opanowana. - Daj sobie w końcu spokój i przestań za mną chodzić. Okay?
Patric mlaska z niezadowoleniem.
- Nauczyłem się zawsze dostawać to, czego chcę.
- Więc znajdź inny cel. Powodzenia.
Wyciągam w jego stronę rękę i klepie go po twardym ramieniu. Wracam do siebie zostawiając chłopaka w tyle. W pokoju upadam na łóżko, rzuciwszy zmęczone "Hej" do Matta.
- Masaż? - proponuje, na co uśmiecham się szeroko w jego stronę. Matthew siada pod moim tyłkiem, zgarnia wszystkie włosy z moich pleców i zaczyna z wyczuciem ugniatać moje barki. Mruczę cicho.
- Myślałeś kiedyś o karierze masażysty?
- Nie - chłopak śmieje się trochę.
- Co tu robisz?
- Czekam na Zee. Ma jeszcze zajęcia, a obiecałem, że pomogę jej ze skróconym mnożeniem.
- Och. Czemu mnie to nie dziwi?
Uśmiecham się, obracając głowę do ściany. Włosy łaskoczą mnie w nos. Marszczę brwi.
- Jeszcze jedno pytanie - kontynuuję. - Dlaczego Adam Levine wisi nad moim łóżkiem?
- To pytanie, to nie do mnie.
- Przynajmniej jest przystojniejszy od Backstreet Boys - wzruszam ramionami.
- Gdyby Zee to usłyszała... - Matthew śmieje się. - Ale wiesz kto jest jeszcze przystojniejszy od Levinea?
- Brian?
- Uwaga, uwaga! Świerze ploteczki niczym z magazynu The Sun - Matt zmienia swój głos i brzmi jak profesjonalny radiowiec. - Brian Shell, powtarzam B r i a n S h e l l, zerwał z tlenionym szczurzyskiem.
- Nie! - nie dowierzam.
- Tak!
- Matt, nie ma takiego słowa jak szczurzysko.
- Jezu, zamknij się i ciesz ze mną!

______
Heej, jak Wam mijają wakacje? To już ostatni miesiąc i przydało by się kończyć to opowiadanie, a nie jestem nawet w połowie pisania... Jestem podekscytowana, bo niedługo będą moje ulubione rozdziały gdzie będzie duuużo, duuużo Nialla. Ach, i mam nadzieję, że podobają Wam się retrospekcje z przeszłości naszej głównej bohaterki ;) Dajcie jakiś znak życia, czy cokolwiek hahah.
I pamiętajcie, jeśli fanfik Wam się spodobał polećcie go znajomym! ♥♥♥ Dziękuję xxx

1 komentarz:

  1. Mmmm... ta historia jest genialna, retrospekcje są świetne i bardzo emocjonalne a mnie nawet trochę wzruszają. Taa wakacje mijają nawet nawet, może trochę zbyt szybko, ale twój blog jest ogromną przyjemnością podczas odpoczynku. Ja też jestem podekscytowana następnymi rozdziałami, ale błagam nie kończ za szybko tego opowiadania, ja je kocham <3!!! Jak zwykle przebieram nogami, żeby przeczytać kolejny rozdział, na szczęście jeszcze tylko 2 dni do następnego :D Pozdrawiam :*
    M.M.

    OdpowiedzUsuń