2016-07-20

Rozdział 9

Zee rzuca okiem na Nialla, który nadal słucha muzyki i z powrotem na mnie, a wtedy drzwi do pokoju z rozmachem otwierają się.
- Heja. Idziemy na kolacje? - Matthew rozgląda się po pokoju. Jego włosy sterczą na głowie, kiedy poprawia swoje okulary.
- Tak! Chodźmy, zrobiłam się głodna - Zee natychmiast zrywa się z łóżka.
- O co chciałaś zapytać?
- Nie ważne, zapytam później... wieczorem.
- No dobra - uśmiecham się do nich i wstaję z podłogi. - Um, dacie nam chwilkę?
- No pewnie! - dziewczyna pcha Matta z powrotem do drzwi, których nawet nie miał okazji zamknąć.
- Tylko szybko gołąbki!
- Dajmy im trochę prywatności - słyszę, jeszcze zanim drzwi się za nimi zamykają.
Niall nawet niczego nie zauważył. Wciąż jego oczy są zamknięte, ale palce już nie podrygują w rytm muzyki. Skradam się do łóżka i delikatnie dotykam jego dłoni. Momentalnie otwiera oczy. Gdy nawiązuje ze mną kontakt wzrokowy uśmiecha się trochę oraz wyciąga słuchawki z uszu.
- Co jest?
Splata nasze palce. Jego są zawsze cieplejsze.
- Nic.
Niall siada tak, że teraz stoję dokładnie przed nim. Zadziera głowę, żeby na mnie spojrzeć. Wplątuje palce w jego miękkie włosy, odganiając je z jego czoła.
- Jesteś głodny?
- Nie całkiem - kładzie dłonie z tyłu moich ud - a ty?
- Zee i Matt właśnie poszli na kolacje.
Chcę go pocałować w czoło. Myślę o tym, co mówiła Zee, że powinnam zrobić krok do przodu. Nachylam się i całuję w miejscu, gdzie zawsze kiedy marszczy brwi pojawia się mała fałdka. Niall nie wydaje się tym zaskoczony. Uśmiecha się, zakładając moje włosy za ucho.
- Powinniśmy do nich dołączyć - szepcę. Chłopak potakuję tylko głową. Palcem ostrożnie i delikatnie przesuwa po moim rozgrzanym policzku. Łapię jego intensywne spojrzenie. Nadal nie potrafiąc sobie uświadomić jak przepięknie niebieskie są oczy Nialla. To głupie, ale za każdym razem, gdy w nie patrzę czuje lekkie łaskotanie w brzuchu i jakby wiosna właśnie nadeszła. Jakbym raz po raz widziała je po raz pierwszy. Potrząsam głową i odsuwam się od niego.
Idziemy na stołówkę w milczeniu. Podchodzimy do stolika, przy którym siedzi Zee i Matthew, prowadzą oni zaciekłą dyskusje.
- O czym gadacie? - pytam, w chwili gdy ja i Niall zajmujemy miejsca naprzeciwko nich.
- O niczym.
Odpowiedź jest zdecydowanie za szybka. Marszczę na nich brwi, jednak nic nie mówię.
- Częstujcie się - Matt przysuwa talerz z kanapkami z masłem orzechowym i słoik dżemu jagodowego. - W sumie rozmawialiśmy o planach na święta. Macie jakieś?
- W Święto Dziękczynienia nie pozwolili mi wyjechać, więc może w Boże Narodzenie odwiedzę babcię - wzruszam ramionami. Kątem oka mogę zobaczyć, jak Niall gapi się na mnie, lecz ja nie mam śmiałości popatrzeć w jego stronę. Już wiem, że nikt nie zgodzi się żebym zabrała Nialla ze sobą. " Nie nadużywaj naszej dobroci" - mówił Thomas.
- Ja wyjadę do rodziców i jestem strasznie podekscytowany - przyznaje Matthew.
Matthew opowiadał, że ma rodzinę w Oklahoma. Rodziców i dwie młodsze siostry, ale nigdy nie mówił dlaczego, w zasadzie, znalazł się w ośrodku. Pierwsze, o czym pomyślałam wtedy, była jego orientacja i być może, jego rodzice oddali go do ośrodka, by go "wyleczyć", ale on zapewnił, że wcale tak nie jest. Jego rodzice są tolerancyjnymi ludźmi. Zee zawsze powtarza, że w tym ośrodku jest tyle ludzi, każdy ma swoją przeszłość, której nie chcę zdradzać, a o których można by napisać tysiące bestsellerów.
Chyba ludzie sami ustanowili sobie tutaj pewną zasadę poufności. Albo mówią wszystko jednej, zaufanej osobie, albo nie mówią nic.
- Twoje siostry na pewno szalenie za tobą tęsknią - uśmiecham się, smarując chleb dżemem.
- Ja za nimi też. A wy? - Patrzy na Nialla, a później powoli przenosi wzrok na Zee. - Jakie macie plany?
- Chcesz? - oferuję blondynowi swoją gotową kanapkę.
- Wracasz do domu? - pyta tylko. Nigdy nie czułam się taka mała pod jego spojrzeniem. Dosłownie jakbym zrobiła coś złego, a to przecież nie prawda.
- Nie. Może pojadę, na dwa dni lub trzy - wzruszam ramionami. - Jesz, czy nie?
Chłopak bierze kanapkę z mojej ręki.
- Mogłaś powiedzieć.
- Pogadamy o tym później, okay?
- Ja zostanę tutaj - mówi głośno Zee zwracając na siebie uwagę i rozładowując atmosferę. Usta ma czarne od dżemu. - Posiedzę z Fosterem, wypijemy kakałko pokoju i będziemy oglądać Kevina Samego w Domu, słuchać Last Christmas i innych świątecznych piosenek, które nie mają żadnego związku ze świętami.
- Możesz pojechać ze mną, jeśli chcesz - oferuję brunet.
- Żartujesz? Wole zostać tutaj.
- Jak chcesz.

Na talerzu nie zostaję już wcale kanapek z masłem orzechowym, więc zmywamy się do swoich pokoi. Odprowadzam Nialla pod drzwi, odrobinę zaniepokojona naszą wcześniejszą rozmową. Wzdycham niemal teatralnie, kiedy bez słowa wślizga się do pokoju i już chcę zamknąć drzwi przed moim nosem.
- Niall, stój - chwytam go za koszulkę. Chłopak przystępuje z nogi na nogę niezręcznie. Zamykam za sobą drzwi. Jego pokój znów skąpany jest w czerni i srebrze.
- Gdzie mieszka twoja rodzina? - pyta znikąd
- W Nebrasce.
- To niedaleko.
- Tak.
- Kto dokładnie?
- Co?
- Kogo masz?
- Dziadków i ciotkę. Dlaczego pytasz?
- Po prostu.
Robię mały krok w jego stronę tak, że teraz mogę poczuć ciepło jakie od niego bije. Łapię spojrzenie blondyna i dłoń. Bardzo lubię trzymać go za ręce.
- To tylko trzy dni, Niall.
- Wiem - odpowiada mi szeptem, zakładając niesforne pasemko moich włosów za ucho. Chcę go pocałować. Bardzo lubię go całować.
- Pójdziesz spać, tak?
Kiwa głową.
- Jeszcze muszę wziąć tabletki i tak...
- Nic głupiego ma ci nie przyjść do głowy, okay?
- Okay.
Myślę chwilkę nad tym, zanim podnoszę rękę do jego ramienia. Ściskam je lekko, po czym decyduje przesunąć palcami wyżej, do szyi. Ma miękką, ciepłą skórę. Czuję jak wzdryga się na ten kontakt i uśmiecham się trochę. Niall patrzy na mnie z pytaniem w oczach. Nie mogę powstrzymać swojej dociekliwej dłoni. Wstrzymuję oddech, nawiązując kontakt z twarzą chłopaka. Gładkie policzki, wgłębienie w podbródku, chcę go całować w tym miejscu. Wykonuje najwolniejszy ruch w całym swoim życiu, czyli przesunięcie kciukiem po jego dolnej wardze. Naciskam na nią, tylko, by sprawdzić jak miękka jest. Tylko na chwilę. Czuje drżący, gorący oddech i przysięgam, że przepadłam. Robię to szybko i bezmyślnie, naprawdę. Niall jest nie dużo wyższy, więc wystarczy, że wyciągnę szyję i już nasze usta się zderzają. Szorstko i twardo, nie tak, jak za pierwszym razem, ponieważ jest to szybkie. Równie szybko odsuwam się, kilka centymetrów i dopiero wtedy czuję, jakbym naprawdę od dłuższego czasu zaczęła oddychać. Niall tym razem chyba jest zaskoczony. Ja jestem bardziej, w chwili gdy obejmuje swoimi dłońmi całą moją twarz i całuję mnie. Nie tak jak wcześniej, ale powoli i to zapiera mi dech w piersi. Jest tak jak za pierwszym razem i przysięgam, że mogę go całować do samej śmierci. Dłonie Nialla pokrywają całe moje policzki. Palce zatopione we włosach, usta przy ustach, oddech miesza się z oddechem. Uśmiecham się w pocałunku.
- Dobranoc - życzę mu cicho, nim odsuwam się i wychodzę z pokoju.
Przed pójściem spać biorę długi i odprężający prysznic. Zee w pokoju poprawia plakaty, które odkleiły się od ściany. Ja w tym czasie układam się wygodnie w rozkosznie, świeżo pachnącej pościeli.
- Zmieniłaś mi pościel - brzmię na rozmarzoną. Pachnie jak lawenda.
- Nie ma za co.
- Najlepsza współlokatorka.
- Daruj sobie - prycha, lecz na jej ustach jest uśmiech. Wygląda pięknie bez tuszu do rzęs, kredki do oczu i właśnie rozczesanych włosach, które świecą się tak samo jak w reklamach. Zazdroszczę jej ich.
Nasz pokój pogrąża się w ciemnościach, gdy zgasza światło. Słyszę szelest kołdry.
- Moje pytanie - napomina.
- No właśnie. Co z nim?
Często rozmawiamy właśnie w ten sposób. Ona w swoim łóżku, ja w swoim, między nami ciemność i cisza. Ledwo widzimy siebie nawzajem.
- Wiem, że jestem wścibska i tak dalej, i najprawdopodobniej nie powinnam w ogóle o to pytać.
- Daj spokój, Zee. Pytaj o co chcesz - zachęcam ją.
- Ty... - dziewczyna bierze oddech - to głupie, ale uprawiałaś już seks?
Marszczę brwi, bo rzeczywiście nie spodziewałam się takiego pytania.
- Jeśli nie chcesz o tym rozmawiać, czy coś, to nie musisz mi mówić. - To jest ten moment, gdy Zee zamienia się w prawdziwego rapera i wypowiada słowa jakby prowadziła wyścig z Eminemem.
- Nie, to w porządku. Tak, robiłam już to. Skąd takie pytanie?
- Po prostu... Nie wiem, przepraszam. Nie powinnam cię o to pytać. Zignoruj to, czy cokolwiek.
- Nie, Zee, jest w porządku. Serio. Tylko... Dlaczego o to pytasz?
Mija chwila, zanim dziewczyna odważa się zabrać głos.
- Nie wiem. Byłam po prostu ciekawa, bo jesteś z Niallem i sama też chciałabym wiedzieć jak to jest - z każdym jej słowem, brzmi coraz ciszej i z niepewnością.
Rzecz polega na tym, że w Zee mieszkają dwie osoby. Jedna, która jest zabawna, rozpromieniona, trochę wredna i zołzowata, taka, którą jest za dnia. Druga jest właśnie niepewna, cicha i spokojna, gotowa na słuchanie, pomoc i opiekuńczość, którą jest późnymi wieczorami. Być może każdy człowiek tak ma, ale u niej jest to bardzo zauważalne. W tym momencie jest tą drugą.
A może za dnia, udaje kogoś kim nie jest? Lub kogoś, kim chce być?
- Jak to jest? - pyta.
- Uprawiać seks?
- Nie - chichocze. - Jak to jest zakochać się, aż tak bardzo?
- Nie wiem - odpowiadam szczerze. - Nigdy nie byłam zakochana.
To prawda. Nigdy nie kochałam żadnego chłopaka tak naprawdę.
- Więc zrobiłaś to z kimś, do kogo nic nie czułaś?
- W zasadzie. To nic takiego. Nie strzeże dziewictwa jak jakiegoś skarbu.
- Wow, a to ja nie chodzę do kościoła - śmieje się, a ja razem z nią.
- I tak prędzej czy później to zrobisz, więc co za różnica, czy zrobisz to teraz czy później? Czy to co powiedziałam ma sens?
- Trochę tak. Ale nie lepiej zrobić to z kimś, no wiesz, właściwym chociaż przez chwilę?
- Może - wzruszam ramionami, mimo to, że ona i tak nie może tego zauważyć.
- Kto to był?
- Chłopak z sąsiedztwa. Starszy ode mnie.
- O ile lat starszy? - pyta z przerażeniem.
- Trzy - śmieję się z jej przejęcia.
- Boże, przestraszyłaś mnie.
- Myślałaś, że uprawiam seks ze starymi dziadami?! - Policzki bolą mnie od uśmiechu.
- Skąd mogę wiedzieć? Z każdym dniem zaskakujesz mnie coraz bardziej.
- Ta - uspokajam oddech i wzdycham trochę. Nie pozwalam, żeby wspomnienia zalały moją głowę.
- A Niall?
- Co, Niall?
- No, czujesz coś do niego.
- Tak. Tak myślę.
I uświadamiam sobie, że naprawdę tak jest.
- To słodkie - twierdzi dziewczyna - całe wymykanie się nocami, wiesz, to co robiłaś i cały czas robisz dla niego.
- Spędzam tylko z nim czas, którego on potrzebuje.
Którego ja potrzebuję.
- Jak daleko masz zamiar się z nim posunąć?
- Nie wiem, Jezu, nie myślałam o tym - chowam twarz w dłoniach. - On jest bardzo...
- Delikatny?
- Tak.
- To słodkie - powtarza.
- Barbara mówiła, że to tak, że on boi się przywiązać. Woli się oddalić, zanim to będzie zbyt trudne. Rozumiesz? Jakby bał się i wiedział, że od razu to straci.
- Tak bardzo boje się stracić coś, co kocham, że nie chcę kochać niczego - cytuje. Słyszę jak oddycha, a jej kołdra cicho szeleści. - Jonathan Safran Foer.
Nie mówiąc nic więcej zasypiamy. W akompaniamencie ciszy i jej słów, odbijających się w mojej głowie.

2016-07-13

Rozdział 8

- Nie możesz robić takich wybryków. Chyba nie chcesz tam zostać dłużej niż rok, prawda?
Kiwam głową, ale w porę zdaję zdaję sobie sprawę, że przecież ona nie może tego zobaczyć.
- Nie wiem, czy pozwolą mi wyjechać na Święto Dziękczynienia - mówię do słuchawki.
- Byłoby wspaniale gdyby się zgodzili. Może mogłabyś wziąć tego chłopaka ze sobą?
- Nawet na to nie liczę - jednak uśmiecham się na myśl o wspólnym spędzaniu świąt z dziadkami i Niallem. Wtedy Niall, mógłby poczuć się jak wśród rodziny.
- Może się uda. - Nawet przez telefon mogę wyczuć jej ciepło i uśmiech, który zawsze jest gdy go potrzebuję. Babcia zawsze mi pomaga i jest dla mnie najlepszą przyjaciółką. Zna mnie na wylot. Każdą jedną odsłonę mnie.
- Może - mówię smutno.
- Hope, musimy iść na sale gimnastyczną! - Słyszę Zee, a jej sylwetka za chwilę rzuca mi się w oczy. Grube kaskady włosów dziewczyny są spięte w ciasny kok na czubku głowy. Ma na sobie przylegające dresy i białą koszulkę, którą przywłaszczyła sobie od Matthew.
- Już idę! - odkrzykuje jej. Dziewczyna czeka na mnie, uparcie potupując nogą. - Babciu, muszę iść.
- Oczywiście, kochanie. Zadzwoń niedługo.
- Pa. Kocham cię.
Pędzę wraz z przyjaciółką do bloku sportowego. Pewnie jesteśmy już spóźnione. Nikt tego nie zauważa, kiedy mieszamy się w tłum i zaczynamy biec wokoło boiska. Dzisiaj decyzja pada na granie w koszykówkę. Prawda jest taka, że trochę się stresuję, bo nigdy w nią nie grałam i nie znam żadnych zasad. Umiem tylko kozłować piłkę i chwała synowi mojego sąsiada, który nauczył mnie tego gdy byłam dzieckiem.
Pan Peters każe nam odliczyć do trzech. Drużyna, do której należę jest trzecią, dlatego zajmujemy miejsca i oglądamy pierwszy mecz. Ja, Zee i Matt jesteśmy w przeciwnych drużynach.
- Cześć. - Słyszę po swojej prawej stronie. Rzucam tylko szybkie spojrzenie na Patricka.
- Um, cześć?
Nie chcę z nim rozmawiać, ani trochę, więc oglądam grę.
- Coś nie tak?
Przeklinam w duchu.
- Nie - uśmiecham się tak sztucznie jak jeszcze nigdy. - Wszystko okay.
- Jesteś jakaś spięta - twierdzi. Nadal nie patrzę w jego stronę.
- Czyżby?
- Chodzi o tę piłkę? I twój nos?
- Nie, Boże.
Nachyla się bliżej mnie, zdecydowanie za blisko i szepcze:
- Nie lubisz mnie? - Jego oddech łaskoczę moją skórę.
- Uh, nie. Odsuń się - odpycham go od siebie.
- Może powinnaś zacząć? - uśmiecha się szeroko, a mi chyba cofnął się lunch.
- Wal się.
Odchodzę od niego i staję przy oknie. Kilka minut później wchodzimy na boisko i gramy przeciwko drużynie, w której jest Zee... A raczej inni grają. Jestem absolutnie zdezorientowana, w czasie kiedy rozbrzmiewa głośny gwizdek i mecz się zaczyna. Stoję jak słup soli, gdy inni podają sobie piłkę, kozłują i wrzucają kosze.
- Nie umiesz grać?
Odwracam się w stronę chłopaka.
- Nigdy w to nie grałam - przyznaję.
- Może lepiej usiądź z powrotem?- Patric łapię piłkę w chwili jak ta chce przelecieć nad moją głową. Odrzuca piłkę i mruga do mnie z tym perfidnym uśmiechem. Dołeczki pojawiają się w jego policzkach, ciemne blond loki podskakują na górze jego kanciastej głowy, kiedy odbiega ode mnie. Rozglądam się dookoła i faktycznie rezygnuję z gry.
- Co robisz? - Zee marszczy brwi, podchodząc do mnie.
- Nie umiem grać w kosza.
- Ja też nie - śmieje się, ale wraca z powrotem na boisko. Zajmuję miejsce na ławeczce obok jakiejś dziewczyny i podpierając brodę o rękę, siedzę tak do samego końca lekcji. Gwizdek kończący zajęcia jest jak zbawienie. Wszyscy bez pośpiechu kierują się do łazienek lub pokoi. Odbywam samotny spacer po schodach do swojego pokoju.
- Hope! Zaczekaj!
Nie czekam, za to przyśpieszam jeszcze bardziej.
- Cholera, słyszysz co mówię? - Patrick jest zdyszany.
- Zostaw mnie w końcu w spokoju - mówię mu, kiedy jest już obok.
- Hej, nie musisz być taka nie miła.
Nie komentuje tego. Chłopak najwidoczniej się irytuje, ponieważ nagle czuję jak na moich ramionach zaciskają się jego palce, a on przyszpila mnie do ściany. Robi to z taką siłą, że mój słaby kucyk rozplątuje się, więc włosy szalenie opadają mi na ramiona i twarz. Rozchylam usta zszokowana i pierwszy raz od dłuższego czasu patrzę na jego twarz. Uśmiecha się półgębkiem zarozumiale i pewnie. W jego oczach tli się ogień, jakby właśnie coś osiągnął.
- Puść mnie! - szarpię się w jego uścisku, co tylko pogarsza sprawę.
Mój nos podrażnia ostry zapach owocowego dezodorantu i potu.
- Jezu, musisz być taka zadziorna?
- Pieprz się - syczę przez zęby. Moja klatka piersiowa unosi się szybko. Ostatni raz próbuję mu się wyrwać - bezskutecznie. - Czego chcesz?
- Cóż, właściwie, chciałem się zapytać, czy chcesz się nauczyć grać w kosza. Mógłbym cię potrenować. - Wzrusza ramionami jak gdyby nigdy nic.
- Że co?
- O siedemnastej sala gimnastyczna zawsze jest wolna.
Jego uścisk rozluźnia się, dlatego mogę wreszcie się wyrwać i iść do swojego pokoju bez słowa. To jest to, co robię. Na odchodne pokazuje mu palca, którym wcale nie jest kciuk.
W pokoju przebieram się w ulubione dżinsy i rozciągniętą bluzę z kapturem. Z powrotem związuje włosy nową gumką. Rzucam okiem na zeszyty czekające na mnie w moim łóżku. Zagryzam wargę całkowicie je ignorując. Idę korytarzem spokojnie mijając ludzi. O wiele bardziej wole je nocą. Wtedy są ciche i puste.
Dostrzegam Zee naprzeciw mnie. Ma mokre włosy, które zostawiają ciemne plamy na jej szarej, obcisłej koszulce z długimi rękawami i sporym dekoltem w karo, który odsłania jej czekoladową skórę.
- Gdzie lecisz? Myślałam, że zrobimy razem matmę?
- Uh, zrobimy to później?
- Nie masz dzisiaj spotkania z Thomasem - zauważa. Mruży oczy, a kiedy spuszczam wzrok na podłogę już wie. - Och, no tak. Dobra. Bądź przed kolacją. Jak wrócisz, to wiesz, jak na spowiedzi.
Śmieje się, potakując jej głową. Ściska moją rękę po czym biegnie do naszego pokoju.
Wchodzę w korytarz oznaczony filarem z literą D. Tutaj jest więcej opiekunów i dorosłych ludzi niż nastolatków, jak w pozostałych częściach ośrodka. Utrzymuję kontakt wzrokowy z jednym mężczyzną, który wygląda dość marnie, za to jego wzrok jest ciekawski i mroczny. Przyśpieszam kroku, by dostać się pod drzwi 412. Ciągnę za ciężką klamkę i cicho wchodzę do środka. Pierwszy raz jestem w pokoju Nialla za dnia i wygląda on całkiem inaczej. Jakby przyjemniej. Ściany są ciemno zielone. Promienie zachodzącego powoli słońca padają prosto na łóżko chłopaka, tak jak światło księżyca nocą. Niall leży na łóżku i chyba coś pisze, tak zaabsorbowany tym, że nawet nie wyczuwa mojej obecności. Przyglądam się temu jak luźne, ale nie za luźne dżinsowe spodnie opinają jego chude nogi i jak biała koszulka podwija się, ukazując kawałek mlecznej skóry jego pleców oraz rozciąga się na ramionach. Jego głowa z każdym słowem, jakie zapisuje zniża się do dołu, tak, że już prawie dotyka poduszki. Zauważam też, że jest leworęczny, a jego włosy są tak puszyste, że aż proszą się o przeczesanie ich ręką.
Wzdycham w duchu szczęśliwa, że udało nam się wywalczyć zgodę abyśmy mogli się spotykać. Thomas był bardzo przeciwny temu i chyba nadal jest. Barbara wręcz przeciwnie. Psychiatra Nialla także miał coś do powiedzenia, a ostatecznie on i dyrektor stwierdzili, że nie ma przeszkód, o ile obaj tego chcemy. Niall wtedy się nie odzywał. Tylko potakiwał głową na tak i nie, zbyt przestraszony by w ogóle zabrać głos. Śledził wzrokiem całe zdarzenie. Nie mogłam wytrzymać tych intensywnych spojrzeń, dlatego wtedy splątałam nasze palce razem. Pamiętam jak jego dłoń była zimna i trzęsła się. Co mnie zdziwiło to to, że Niall na oczach ich wszystkich, po prostu podniósł moją rękę do swoich ust i pocałował jej zewnętrzną stronę, jakby robił to już miliony razy. Ostatecznie, kiedy już spłonęłam czerwienią jak durny burak, a serce Barbary rozpadło się na milion kawałków - zgodzili się. Thomas nadal tego nie pochwala i jako kara, muszę tysiąc razy napisać zdanie "Nie będę łamać zasad ośrodka". Z tym zadaniem jeszcze nie zaczęłam, ale od spotkań z chłopakiem zaczynam właśnie teraz.
- Co robisz? - Mój głos jest dziwny, jakby powiedziała to całkiem inna osoba. Blondyn gwałtownie się odwraca, odpierając swój ciężar na łokciu. Jego koszulka podwija się jeszcze wyżej, lecz on nie zwraca na to uwagi. Odchrząkam. Usta rozciągają się mu w uśmiechu i dopiero teraz tak naprawdę zauważam, że nosi aparat ortodontyczny.
- Nic - twierdzi wesoło.
- Ach, tak?
Siadam na łóżku w trampkach, przez co chłopak przesuwa się trochę, ale nie zmienia swojej pozycji. Zastanawiam się chwilę nad tym, by zaciągnąć jego koszulkę i rzeczywiście to robię. Niall śledzi moją rękę. Kiedy spotykam niebieskie oczy, jego policzki trochę różowieją.
- Jak się masz? - pytam.
Kiwa głową powoli nim odpowiada:
- Dobrze. Chyba wolę jak przychodzisz w nocy.
- Dlaczego?
Wzrusza ramionami. Mam nadzieję, że zaraz to wytłumaczy, lecz on nie mówi nic. Ciągnie za poszwę kołdry zamyślony, ze zmarszczką pomiędzy brwiami i wargą między zębami.
- Niall. - Chwytam jego nadgarstek, żeby zwrócić na siebie uwagę. Niall poprawia się do pozycji siedzącej. Niepewnie splatam nasze palce, tak jak zrobiłam to wczoraj, a on się temu nie opiera. Wpatruje się  w nasze palce i wzdycha cichutko. - Co jest?
- Lubię kiedy przychodzisz w nocy. Wczoraj... w sumie dzisiaj, nie przyszłaś.
- Zakazali mi wychodzi z pokoju po ciszy nocnej, wiesz o tym.
- Myślałem, że wcześniej też to było zakazane.
- Ale jeśli teraz by mnie na tym złapali, nie moglibyśmy już nigdy się widywać - tłumaczę mu. Podnoszę jego spuszczoną w dół głowę w spotkaniu z niebieskimi oczami. - Rozumiesz?
Potwierdza głową, że tak. Rozumie.
- Nie chcesz, żebym przychodziła w dzień?
- Nie! Tylko w nocy jest najgorzej - mówi. - Zaczynam wtedy bardziej zastanawiać się jakby... Potrzebuję kogoś - jego oczy szukają moich - jak ciebie.
Moje usta otwierają się lekko, lecz ani jedno słowo z nich nie ucieka. Nie wiem co powiedzieć. Ściskam tylko jego dłoń w zapewnieniu, że jestem tutaj teraz. Niall przygląda mi się naprawdę intensywnie, jakby chciał się nauczyć każdej rysy mojej twarzy na pamięć. Zdaje sobie sprawę, że robię dokładnie to samo co on. Patrzę na jego bladą skórę, na to, że jego usta są w odcieniu pastelowego różu, a w podbródku ma małe wgłębienie. Jego karnacja jest taka jasna. Zastanawiam się, czy gdyby pobył trochę dłużej na słońcu, na jego nosie pojawiłyby się piegi. Jeśli tak, chciałabym je wszystkie scałować.
- Nie będziesz tego robić, prawda? - jego głos jest chwiejny i niepewny.
- Co?
- Nie będziesz już tutaj siedzieć dopóki nie zasnę, żeby mieć pewność, że nic mi się nie stanie.
- Nie mogę - przyznaję i rzeczywiście trochę mnie to smuci. Kocham patrzeć na niego, kiedy śpi.
Niall kiwa głową powoli.
- Ale będę przychodzić w dzień - staram się go pocieszyć. - Będziemy mogli gdzieś wyjść. Jeść razem na stołówce i poznasz moich przyjaciół.
- Okay - zgadza się, a delikatny uśmiech marszczy jego policzki.
Rzeczywiście tak się dzieje. Spędzam z Niallem dużo czasu. Jakby sześć dni w tygodniu, czasami siedem jeśli dobrze pójdzie. To jest jak całkiem nowe doświadczenie. Nie tylko dla niego, lecz dla mnie także. Nigdy nie byłam w związku. Było kilku chłopaków i nigdy nie było to takie jakie jest z Niallem. Może dlatego, że chciałam ich mieć tylko po to, by na chwilę zapomnieć o swojej sytuacji. Teraz, kiedy o tym pomyślę, nie mieści mi się to w głowie; całe spotykanie się z Niallem, rozmawianie, poznawanie jest czymś bardzo prywatnym i nowym. Nie do końca wiem, czy mogę nazywać nas parą. Spotykamy się, jest parę momentów, że trzymamy się za ręce (nie zbyt długo), lub Niall położy rękę na mojej nodze, albo dotknie moich włosów. Jednak nie jest to typowy związek. W sumie nie ma się czemu dziwić. Nie możemy wyjść na randkę, na spacer czy cokolwiek. Nie będziemy przecież chodzić na romantyczne obiady w stołówce.
Niall ma różne zachowania, co jest dość trudne. Bywa, że całkiem zamyka się w sobie. Kilka razy odtrącił mnie, na przykład kiedy chciałam tylko poprawić jego włosy. Raz, w dzień przed Świętem Dziękczynienia dostał ataku paniki, takiego jak kiedyś, gdy jeszcze wymykałam się do niego nocami. Kazał mi wyjść. Łzy kapały z jego policzków, ale nie płakał. Był rozzłoszczony i trochę roztrzepany. Oczywiście wyszłam, co nie znaczy, że sobie poszłam. Odczekałam kilka minut pod drzwiami, a kiedy weszłam z powrotem do pokoju Niall zaczął mnie przytulać i przepraszać. Później spędziliśmy cały dzień w jego łóżku drzemiąc. Kiedy chłopak się obudził nauczyłam go jak robić warkoczyki z włosów.
Chwiejność emocjonalna. Tak to się nazywa. Odbyłam z Barbarą kilka ekskluzywnych rozmów na ten temat przy kawie z automatu. Opiekunka wydrukowała mi egzemplarz pospinanych ze sobą kartek, na której była wyjaśniona cała choroba Nialla. Chwiejność emocjonalna to szybkie zmiany nastroju przez to, jak przeżywa relacje z innymi.
- Albo jest bardzo zaangażowany w relacje i bardzo mu dobrze, albo musi nagle uciekać - tłumaczy Barbara. - Robi to dlatego, że czuje się zbyt blisko, boi się utraty ciebie, to naturalne u osób z osobowością pogranicza. Woli się oddalić, zanim to będzie zbyt trudne.
- To popaprane - mówię do swojej kawy. - Nie zamierzam odejść.
Barbara uśmiecha się na te słowa.
- Dlatego, dzięki tobie jego stan cały czas się polepsza. Musisz wbić mu do głowy, że nie odejdziesz.
- Co... - zaczynam i myślę nad czymś, co trapi moją głowę od dawna. - Co będzie, kiedy moje leczenie tutaj się skończy?
Blondynka bierze długi łyk kawy, oblizuje dokładnie usta nim mówi, że jest za wcześnie, by o tym rozmawiać.
Z Niallem mamy różne sposoby na marnowanie czasu. Zee twierdzi, że spędzam z nim teraz więcej czasu niż z nią. Może to jest trochę prawdą. Już kilka moich książek odnalazło swoje miejsce w pokoju Nialla. Lubi, kiedy mu czytam. Później dużo rozmawiamy na ich temat. Niall ma trochę problemów z wyobraźnią, dlatego zadaje często pytania jak "przecież, śluz ślimaka nie może sprawić, że będziesz niewidzialny. Czy ta książką, naprawdę jest przemyślana? Czy to znaczy on wysmarował się toną ślimaków?" albo "dlaczego ten martwy człowiek cały czas stoi w rogu jej salonu? Nie bolą go nogi?", lub "W ogóle, duchy nie istnieją. Wyglądają jak ludzie? To dziwne". Niektóre doprowadzają mnie do napadu śmiechu, do tego stopnia, że boli mnie brzuch. Ponadto, śmiech Nialla jest czymś nieskończenie wspaniałym. To brzmi jak zwykłe ha, ha, ha tyle, że on tak jakby w ogóle nie stara się złapać oddechu podczas tego. Jak to możliwe? Poza tym, kiedy to robi na jego czole odznacza się pionowa żyła, którą za każdym razem chcę pocałować. Powstrzymuje się od tego.
Niall bardzo lubi przychodzić do mojego pokoju. Patrzeć jak odrabiam lekcje, przeglądać rzeczy i zdjęcia. Lubi także Zee. Dziewczyna najczęściej opowiada mu o zespołach, których słucha. Puszcza mu muzykę na słuchawkach tak jak teraz, kiedy odrabiamy lekcje z matematyki i Niall nuci pod nosem piosenkę, którą pewnie słuchał już kilka razy pod rząd.
- Jestem pewna, że na następnej lekcji weźmie mnie do tablicy - mówi Zee.
- Bierze cię do tablicy na każdej lekcji - parskam, zapisując równanie.
- Też prawda. Nienawidzę tej kobiety. Widziałaś jej brodawkę nad brwią? Wygląda jakby miała zaraz wybuchnąć. I te włoski, ohyda.
- Tak - śmieje się - to niczym tykająca bomba.
- Tik-tak, szmato.
Wybuchamy cichym chichotem. Patrzę na chwilę na Nialla, który kompletnie odleciał słuchając muzyki. Leży na moim łóżku, porusza palcami do rytmu i kiwa głową.
- Hope.
- Co?
- Pytam, czy już wiesz ile wynosi ten cholerny X, ale ty zniknęłaś na chwilę.
- Sorry, tak. Przepisz sobie - przesuwam zeszyt w jej stronę.
- Naprawdę go lubisz, co? - Zee piszę wynik, po czym spogląda na mnie spod gęstych rzęs.
- Ta. - Bawię się niezręcznie długopisem.
- Czy wy robiliście już... coś?
- Co? Co masz na myśli?
- No wiesz - przechyla głowę, jakby chciała załamać sobie kark.
- Nie. My... Jezu, nie - mówię i udaję, że interesuje mnie zadanie, żeby uciec od wścibskiego wzroku przyjaciółki.
- Ale nic?
Kręcę głową w ciszy.
- Nawet się nie całujecie? - docieka.
- Zee, on jest - zaczynam, ale nie chcę mówić, tego co przyszło mi na myśl. To by zabrzmiało tak, że nie chcę mieć z nim nic, bo jest chory, a tak nie jest. - Muszę być ostrożna. Nie chcę go spłoszyć, czy przytłaczać tym - macham ręką - wszystkim.
- Ale już się całowaliście.
- To było raz. Pod wpływem chwili.
- Podobało mu się.
- Tak, wiem. Mnie też.
Może trochę się rumienie na wspomnienie przemykające w mojej głowie.
- A co to? - Zee szczypie mój policzek.
- Spadaj.
- Zrób krok do przodu.
- Powoli.
- Mogę cię o coś zapytać?
Odkładam długopis, patrzę na nią i zgadzam się.

2016-07-08

????

Hej! Piszę posta z zapytaniem, czy znacie może osobę, lub wiecie do kogo mogę się zgłosić z prośbą o stworzenie szablonu na tego bloga? Miałam jedną osobę, ale cóż...
Szukałam i nie mogłam znaleźć, a bardzo bym chciała, żeby i miło patrzyło się na ten blog, jak i miło czytało.
Jeśli znacie taką osobę, proszę, napiszcie!
Kocham, K xx

2016-07-06

Rozdział 7

- Idziemy na dwór? - zagaja Matt, kiedy w sobotnie południe siedzimy w świetlicy przed telewizorem z kilkoma innymi osobami.
- Jest zimno - marudzę.
- Mieszkamy w górach, tu zawsze jest zimno.
- Uh, chodźmy - zgadzam się. Chłopak pomaga mi zejść z kanapy, tak, żeby nie zdeptać osób siedzących na puszystym dywanie.
- Gdzie jest Zee, tak w ogóle?
- Czyta moje książki - uśmiecham się. - Zaciekawił ją tytuł jednej.
- Nie czytam książek.
- Może nie przeczytałeś nigdy dobrej? Wiesz, w takiej dla ciebie? 
Zbiegamy po schodach do bloku A i niżej do piwnic, po jakieś ciepłe kurtki. Jest tam taki mały lumpeks i można znaleźć coś dla siebie, oczywiście za darmo. Później oddajesz to z powrotem, do pralni i znów wraca na swoje lumpowskie półki. Ja wybieram szary płaszczyk, który miałam także ostatnio i jakiś beżowy szalik. Matthew narzuca zwykłą czarną kurtkę i swoją czapkę. 
- Dla mnie? - pyta poprawiając włosy i okulary na nosie. - Coś w stylu, pięćdziesiąt twarzy geja?
Parskam śmiechem.
- Na przykład.
- Więc znajdź mi coś takiego - śmieje się.
- W tej bibliotece? Nigdy.
- Fakt. - Otwiera ogromne drzwi od bloku sportowego na zewnątrz.
- Dlaczego idziemy na boisko?
- Ponieważ Brian ma trening.
- Och.
- Chodź - Matt łapie moją dłoń i ciągnie na drugą stronę, gdzie możemy usiąść w loży. Mecz rozgrywa się na dużym boisku do bejsbolu. Jak, do licha, mogą grać w to cholerstwo w takie zimno?
- Okay. Oglądamy bejsbol - moja spostrzegawczość nie zawodzi. Jeden z zawodników właśnie zdobywa swoje bazy. Nigdy nie pojmę zasad tej gry. To tylko: łap, odbij, biegnij. - To... gdzie jest Brian?
- Tam - wskazuję palcem, na chłopaka w środku boiska. - Rzuca piłki.
No to pełni rzeczywiście ważną role w tym meczu. Rzuca piłki.
Nie tak wyobrażałam sobie Briana. Z opisów, wynikało, że jest wysoki... bujda. Może z daleka wydaje się niższy? Nie widzę jego cudownych blond włosów, którymi zachwyca się Matt, przez czapkę z daszkiem, która nie pozwala mi także na zobaczenie rysów twarzy chłopaka. Za to, mogę zobaczyć mięśnie pracujące pod bluzą, która wygląda jak pożyczona od bardzo szczupłej osoby (a przynajmniej szczuplejszej od niego), i nogi - umięśnione, i wcale nie tak długie, jak mówił przyjaciel. Nie ciągną się do samego nieba. Prawdopodobnie moje są dłuższe. Brian nie jest gruby... Nie, on ma po prostu kształty. Jego ramiona są szerokie, biodra nie tak wąskie jak u większości chłopaków, no a nogi - jak wspominałam - nie są grube. One są takie umięśnione, krągłe i jędrne. Jego tył odznacza się pod także białymi spodenkami pasującymi do bluzy.
- To nie fair - mówię - Brian, ma lepszy tyłek ode mnie.
Matthew śmieje się trochę zbyt głośno, przez co kilka osób faktycznie zwraca na nas uwagę.
- Jest wspaniały, co?
- Inaczej go sobie wyobrażałam.
- Na przykład?
- Jak wysoką tyczkę.
Brian rzuca kolejną piłeczką. Robi swoją robotę całkiem dobrze. Patrzy w naszą stronę przez chwilę, później odwraca się i mówi coś do swojego kolegi. Śmieją się.
- Dlaczego grają w bejsbol, a nie w rugby?
- Dyrektor sądzi, że rugby to zbyt agresywna gra. Mógłby zrobić golfa, ale cóż, ma ograniczenie - prycha. 
No tak, mury dookoła.
Podryguję nogami i próbuję oglądać trening. Prawda jest taka, że skupiam wzrok na jakimś martwym punkcie i myślęmyślęmyślę, czy mój psychoterapeuta dzisiaj pracuje. Mogłabym w końcu dorwać się do komputera w jego gabinecie. Naprawdę super, gdyby mi się to udało. Jeśli mnie przyłapie to jak zawsze będę miała kłopot, ale co tak naprawdę mogą mi zrobić? Przecież nie wydalą mnie z ośrodka. Może udałoby mi się wydrukować nagie zdjęcia jakiegoś seksi aktora i obkleić te obrzydliwe morelowe ściany. 
Matt szturcha mnie łokciem, dlatego przerywam obmyślanie planu i spoglądam na niego, a później na to, czemu się przygląda. Jakaś dziewczyna wysoka, niemal wyższa od niektórych chłopaków na boisku (a na pewno od Briana), właśnie podbiega do niego, przerywając cały trening chłopakom. Ma wysokie buty na obcasie, aż dziwne, że na nich wyrabia. Farbowane, długie, blond włosy odrzucone na ramiona są trochę w odcieniu żółci, co kompletnie nie pasuje do jej pomalowanych na czarno brwi. Rzuca się w oczy i chyba właśnie o to jej chodzi.
- A kto to? - pytam.
Niektórzy chłopacy przewracają oczami wkurzeni, że musieli przerwać.
- Laska spadaj stąd, mamy trening! - Krzyczy jeden z nich, z ręką w brązowej rękawicy.
- To jego dziewczyna - wyjaśnia Matthew. Spochmurniał.
Chcę powiedzieć, że jest brzydka, lub że wygląda jak tania lalka barbie, albo jakby stado wielkanocnych kurczaczków narobiło jej na głowę. Matthew jest szybszy, mówiąc żebyśmy spadali.
Później ma swoje spotkanie z dietetykiem czy coś takiego, więc ja skradam się do gabinetu Thomasa. Właściwie to się nie skradam, tylko po prostu podchodzę do drzwi i ciągnę za klamkę bez żadnego uprzedzenia. Drzwi są otwarte. Jestem tak zdziwiona, że od razu szybko zamykam je z powrotem. Biorę głęboki wdech i chichoczę sama do siebie, bo jestem głupia. Otworzywszy drzwi ponownie rozglądam się po pustym gabinecie. To nie może być takie proste, żeby było prawdziwe. Jednak nie zastanawiam się, ponieważ nie mam dużo czasu. Szybko biegnę do biurka po drodze potykając się o własne nogi. W końcu siadam na całkiem wygodnym fotelu. Komputer jest odpalony, wystarczy, że poruszę myszą. Nie ma hasła, cudownie. Głupi ma szczęście.
Moja adrenalina skacze i serce mi łopocze, w czasie gdy klikam na ikonkę Google. Czuje się jak prawdziwa rebelka. Zasady? Tego słowa nie ma w moim słowniku, cieniasy.
Moje palce tańczą salsę nad klawiaturą zanim wpisuje to, co pierwsze przychodzi mi do głowy. "Zaburzenia osobowości" - Na ekranie pojawiają się niebieskie linki z tutami o zdrowiu psychicznym jak i chorobach psychicznych.
- Woah - wzdycham. Oczywiście, najłatwiej jest wejść w Wikipedię. Omijam główną definicję, czytam:

  1. kategoria zaburzeń zachowania, wyłączających nerwice psychozy, przejawiających się w rozwoju patologicznych form osobowości, które charakteryzują się stosunkowo niskim poziomem lęku lub skłonności do popadania w rozpacz. W ramach tego terminu rozróżnia się trzy podklasy zaburzeń: ogólne zaburzenia osobowości, zaburzenia socjopatyczne oraz dewiacje seksualne. Ta definicja dominowała w nauce aż do momentu opublikowania w 1980 roku trzeciego wydania Podręcznika diagnostycznego i statystycznego, w którym definicja uległa rewizji, oraz wcześniejsza definicja.
  2. zaburzenie stanowiące efekt niedopasowania potrzeb, sposobu ich zaspokajania i sposobu realizacji zadań jednostki na danym etapie życia do wymogów społecznych czyli aktywności własnej do wymagań społecznych i kulturowych obowiązujących w środowisku jednostki.


Krzywię się na to wszystko i kręcę głową. To nie to czego szukam, ale zjeżdżam w dół strony. Są tu objawy. Niemal całuję się z monitorem. 


Objawy według DSM IV
W przebiegu zaburzeń osobowości, które nie są efektem organicznego uszkodzenia mózgu lub choroby psychicznejwystępują zwykle następujące objawy:

  • znacząco dysharmonijne postawy lub zachowania, wyrażające się w takich obszarach życia psychicznego jak: afektywność, kontrola zachowań impulsywnych, style myślenia lub przeżywania, relacje z innymi osobami;
Okay, co ja właśnie przeczytałam? 
  • wzorce zachowań trwają przez długi okres i nie są ograniczone do zaostrzenia innego zaburzenia psychicznego;
  • wzorce zachowań utrudniają funkcjonowanie oraz relacje z innymi osobami;
  • zaburzenia osobowości rozpoczynają się w okresie dzieciństwa lub dojrzewania i trwają w okresie dorosłości;
  • subiektywne uczucie dyskomfortu w przebiegu zaburzeń osobowości pojawiają się zwykle w późniejszym okresie jej trwania;
  • zaburzenia te prowadzą zwykle do gorszego funkcjonowania społecznego lub zawodowego.
To wszystko jest mi trudno zrozumieć, ale chyba te punkty pasują do Nialla. Czytam dalej. 

Specyficzne zaburzenia osobowości 

  • Osobowość paranoiczna
  • Osobowość schizoidalna 
  • Osobowość dyssocjalna 
  • Osobowość chwiejna emocjonalnie 
    • Osobowość chwiejna emocjonalnie typ impulsywn
    • Osobowość chwiejna emocjonalnie typu borderline 
  • Osobowość histrioniczna 
  • Osobowość anankastyczna 
  • Osobowość lękliwa (unikająca) 
  • Osobowość zależna
  • Inne określone zaburzenia osobowości 
  • Zaburzenia osobowości BNO (bliżej nie określone)
  • Zaburzenia osobowości mieszane i inne 

Ciekawe, czy ja jakąś mam. Ha, ha. 
Jest ich mnóstwo. Nie mam zamiaru czytać o nich wszystkich, ponieważ a) mój mózg by eksplodował, b) zgadywanie, która "dolegliwość" jest "dolegliwością" Nialla jest totalnie bez sensu, c) mój mózg już eksploduje od nadmiaru trudnych słów, których nie znam. 
Mimo to w trakcie czytania tych wszystkich nazw, przez sekundy zatrzymuje się przy osobowości chwiejnej emocjonalnie. To brzmi dobrze.
Niżej są jeszcze podziały zaburzeń osobowości. Jest tego jeszcze, jeszcze więcej. Podzielone na trzy typy: A, B i C. Omijam to. Strona się kończy. Zerkam na tytuł Zobacz Też i moje serce staje kiedy widzę nazwy jak sadyzm i masochizm. Mam nadzieję, że nie ma to nic wspólnego z tymi zaburzeniami. 
Wyłączam Wikipedię i wystukuję w wyszukiwarce hasło "choroba sieroca". O tym też mówił Niall.


Najczęstszą przyczyną choroby sierocej jest długotrwały brak kontaktu z matką lub zerwanie więzi matka-dziecko. Przy czym za matkę uznaje się tu niekoniecznie matkę biologiczną, ale osobę sprawującą bezpośrednią opiekę nad dzieckiem w początkowym okresie jego życia. Choroba sieroca dotyczy nie tylko pensjonariuszy domów dziecka, ale również pacjentów szpitali, zakładów opiekuńczo-wychowawczych i penitencjarnych. Może występować także wśród dzieci wychowanych w pełnych lub niepełnych rodzinach, gdzie żadne z rodziców nie nawiązuje kontaktu emocjonalnego (np. rozmowa, uśmiech) i fizycznego (np. przytulanie) z dzieckiem oraz okazuje w stosunku do niego agresję.
Choroba sieroca często występuje w rodzinach, gdzie występuje problem z alkoholem lub narkotykami. Nie jest to jednak reguła. Wielu rodziców mających zwykle głębokie zaburzenia osobowości dopuszcza się zaniedbań i nadużyć w stosunku do dzieci będąc trzeźwym. Czynnikiem sprzyjającym zaniedbaniom dzieci przez rodziców jest także bieda, nędza, zaburzenia psychiczne czy zaburzenia osobowości

Och, czyli już coś wiem. Zaburzenia osobowości i choroba sieroca łączą się. Niestety nie wiem, jak wyglądało dzieciństwo Nialla. Czy on w ogóle ma jakąś rodzinę?
Dalsze informację to przyczyny takiej choroby oraz trzy fazy. Ich nazwy mrożą mi krew w żyłach.

Fazy reakcji dziecka na oddalenie się od matki:
  1. Faza protestu: ciągły krzyk i płacz, odrzucenie jakichkolwiek kontaktów, agresja, brak zainteresowania otoczeniem, brak apetytu, zaburzenia trawienia, zaburzenia snu, wymioty.
  2. Faza rozpaczy: gwałtowność reakcji spada. Dziecko nadal płacze, ale mniej. Mogą występować zaburzenia łaknienia, apatia, smutek, lęk i strach przed innymi, moczenie nocne, spadek wagi, ograniczona aktywność ruchowa, męczliwość, bladość, automatyzmy ruchowe takie jak np. ssanie palca, kiwanie się. Obniża się odporność organizmu na infekcje.
  3. Faza wyparcia: często w tej fazie pojawia się zaprzeczanie miłości do matki, często mylnie interpretowane jako „wyleczenie się” dziecka. Dziecko staje się bierne, wyciszone, następuje stopniowy regres stanu psychicznego, dziecko charakteryzuje uboga mimika, stereotypie ruchowe, tzw. „sufitowanie” (błądzenie pustym wzrokiem po ścianach i suficie), nastawienie lękowe.

To co jest tu najbardziej mylne, to to, że jest to pisane o  d z i e c k u. Niall, przecież nie jest dzieckiem. Mimo to, wnioskuję, że musi on być w fazie wsparcia. To idealnie go opisuje. Wyciszony, uboga mimika... Zawsze, kiedy przestajemy rozmawiać on błądzi wzrokiem po ścianach, tak jak jest to tu napisane. To mnie martwi. Niżej jest napisane o braku apetytu i obżarstwie. O nadpobudliwości i przygnębieniu. O dwóch różnych osobowościach na jakie dzielą się osoby z tą chorobą. O braku koncentracji i... to na co kompletnie zamieram, agresywności. Nie znam Nialla za dobrze i za długo. Nigdy nie był dla mnie agresywny, lecz na chwilę tracę oddech.
Czytam dalej:

Młodzież dotknięta chorobą sierocą cechuje się problemami z wyobraźnią, koncentracją uwagi, logicznym rozumowaniem czy też abstrakcyjnym myśleniem. Może pojawić się u nich także silna potrzeba więzi emocjonalnych z silnym strachem przed bliskością (osobowość borderline), a także egocentryzm, wyuczona bezradność. Często takie osoby znajdują się na ulicy, a większość młodych ludzi wchodzi w konflikt z prawem, niekiedy popełniając zbrodnie bez wyrzutów sumienia.


Przypominam sobie wszystkie te chwile, gdy Niall odsuwał się ode mnie. Nie chciał mieć ze mną kontaktu, jednocześnie tak bardzo go potrzebując. To jest to czego szukałam. To jest opis Nialla. Jest ciężki do przyjęcia dla mnie. Boje się tego.

To coś jeszcze. Osobowość borderline, była wymieniona w zaburzeniach osobowości. Klikam w ten link gryząc nerwowo język. Jest tu pełno tekstu i zanim mogę w ogóle zacząć przyswajać to wszystko drzwi gabinetu się otwierają. Moje serce zaczyna swój galop. Spotykam zaskoczone spojrzenie Thomasa na sobie. Jestem przerażona. Moje ręce zaczynają się trząść i w sekundę oblewam się paniką. Nie jestem w stanie wykonać żadnego ruchu.
- Co tu robisz? - pyta ostro. Jego żuchwa pokryta szorstkim zarostem, zarysowuje się ostro w przypływie gniewu, palce zaciskają kurczowo na kubku z parującą kawą. Nie mówię nic. Słychać tylko tykanie zegara, dopóki Thomas nie wydziera się tak głośno, że moje uszy niemal odpadają, a echo odbija się od ścian - Co tu robisz, do cholery?!
- Ja... Nie... nie wiem - dukam przerażona. Wstaję z krzesła, odsuwam się od biurka.
- Co to znaczy nie wiem?! - krzyczy nawet głośniej. 
Żyły odznaczają się na jego szyi. Robi się czerwony na twarzy. Odsuwam się dalej, kiedy on zbliża się do biurka. Kładzie na nim kawę, a ta wylewa się z kubka. Papiery, które trzymał pod pachą rzuca gwałtownie na drewnianą ladę. 
Szlag by to. Lekarz nachyla się nad ekranem i mówi pod nosem:
- Osobowość borderline... choroba sieroca, zaburzenia... - Prostuje się. Kiedy jest wkurzony wydaje się wyższy, jego ramiona szersze. Znam tą postawę aż za dobrze. Przypomina mi Viktora. - Co to jest?
Nie odzywam się, bo czuję, że nie powinnam oraz nie potrafię. Znam tę sytuację. Szum krwi w uszach, bicie własnego serca jakby zaraz miało całkowicie zaprzestać swojej pracy. Powieki pieką, a pod nimi zbierają się słone łzy złości. Nie na niego, na siebie. Wiem, że to mój psychoterapeuta, nic mi nie zrobi, nie uderzy mnie... aczkolwiek to uczucie jest tak bliskie. Ta niepewność, ta obawa...
- Hope - mówi już spokojniej. Pociera twarz długimi palcami i patrzy na mnie. Maskuje złość, być może już z niego uleciała. - Odpowiedz mi.
Potrząsam głową. Co mogę powiedzieć.
Thomas wzdycha. Patrzy na zegarek na swoim nadgarstku. Klnie pod nosem.
- Thomas, przepraszam...
- Wyjdź - przerywa mi. Bierze słuchawkę telefonu stacjonarnego i wystukuje numer. Patrzy na mnie i powtarza, bym wyszła. Zanim zamykam drzwi za sobą słyszę, jak mówi:
- Barbara, przyjdź proszę do mojego gabinetu... Tak... Rzuć wszystko i po prostu przyjdź. 


***

Nie jest kolorowo. Czuję taki wstyd jak jeszcze nigdy, gdy siedzę na kanapie naprzeciwko wielkiego dębowego biurka dyrektora ośrodka, Pana Fostera. Jego twarz wyraża koncentrację. Myśli intensywnie nad moją osobą, drapiąc szorstki zarost na policzkach. Zdejmuje okulary z nosa jednym ruchem, splata dłonie na biurku i układa usta w przysadzisty dzióbek. Gdyby w tym pokoju nie było tak gęsto, pewnie parsknęłabym śmiechem. Jego twarz jest naprawdę zabawna.
- Jesteś bardzo odważna - mówi po namyśle. Unoszę brwi tak wysoko, że pewnie stykają się z linią moich włosów. Thomas prycha w tle. - Czego szukałaś?
- Zaburzenia osobowości, choroba sieroca - psychoterapeuta wyręcza mnie w odpowiedzi.
Barbara, która także tu jest chrząka. Wiem, że jest opiekunką Nialla i to właśnie ona najprędzej połączy fakty.
Czyli jestem wkopana.
Foster marszczy brwi. Brązowe oczy skupiają się na mnie.
- Myślisz, że jesteś chora?
- Nie - odpowiadam.
- Ktoś z twoich znajomych jest?
- Nie - mówię beznamiętnie.
- Więc po co ci te informacje?
Zapada wyczekująca cisza, której nie mam zamiaru przerywać. Powietrze można kroić nożem. Wydaje się, że wszyscy wstrzymali oddech. To trawa chwilę.
- Jeśli nie będziesz odpowiadać i nie powiesz o co chodzi, będziemy musieli zastosować surowe kary. Twoje zachowanie jest karygodne. Złamałaś zasady tego ośrodka jak jeszcze nikt.
Gdyby tylko wiedział.
- Mogę coś powiedzieć? - Barbara wtrąca się nieśmiało.
- Proszę.
- Widziałam te strony, które przeglądała i w naszym ośrodku jest tylko jedna osoba z takimi przypadłościami... Być może o nią chodzi.
Przestraszona podnoszę na nią wzrok. Szybka jest.
- To nie jest możliwe - twierdzi Thomas.
Czyżby?
- Dlaczego? Skoro mogła bez problemu dostać się do twojego gabinetu, to mogła także bez problemu dostać się do bloku D.
- W dzień nie ma nawet możliwości, żeby tam weszła. To absurd.
- Hope? - Barbara patrzy na mnie zaciekawiona. Opiera się biodrem o biurko. Długimi paznokciami wystukuje rytm na drewnie. - Im dłużej kłamiesz tym twoja sytuacja jest gorsza.
- Nie skłamałam ani razu!
- To powiedz o co chodzi w tej całej sytuacji. - Thomas się niecierpliwi. Jego głos lekko się podnosi.
Zastanawiam się nad tym, naprawdę. W sumie nie ma już odwrotu. Dlatego decyduję:
- Tylko Barbarze.
- Co?

- Powiem tylko Barbarze.
- W porządku - dyrektor się zgadza. Thomas nie rozumie tej sytuacji, ale nie śmie podważyć decyzji swojego szefa. Za chwilę wychodzą z gabinetu zostawiając nas same. Moje dłonie okropnie się pocą i są zimne. Trochę się trzęsę.
- Okay... - oddycha. Siada przy mnie na sofie, przy czym sztuczna skóra wydaję dziwny dźwięk. - O co chodzi, co?
- Masz rację. - Potrząsam głową. Włosy opadają mi na twarz. - Chodzi o Nialla.
- A więc tak?
Wzdycham głośno. Nie umiem patrzeć jej w twarz, dlatego opieram policzki na dłoniach i uparcie wgapiam się w podłogę.
- Pierwszej nocy tutaj chciałam iść do toalety, no a damska była zajęta i poszłam szukać innej - mówię cicho i niepewnie. Barbara jest dobrą słuchaczką. - Nawet nie wiedziałam gdzie idę, nadal nie znam całego ośrodka na pamięć i ja... Tak jakby znalazłam jedną.
- Mów dalej.
- Usłyszałam, że ktoś bierze prysznic i zaniepokoiłam się, bo było już naprawdę późno. Poszłam to sprawdzić. - 
Przypominam sobie skulonego chłopca z mokrą grzywką opadającą na czoło. To jak błękitne były jego oczy. - Tam był Niall, cały zziębnięty, ledwo przytomny. Woda była lodowata.

- Co zrobiłaś?
- Wysuszyłam go i zaprowadziłam do pokoju.
Zerkam na opiekunkę, a ta wytrzeszcza na mnie oczy.
- Boże, nie! Zaprowadziłam go do j e g o pokoju - tłumaczę szybko.
- On nie miał nic przeciwko?
Zaprzeczam kręceniem głową.
- Nie odpychał cię? Nie panikował?
- Nic z tych rzeczy. Dlaczego?
- Dziwne - mówi tylko. - Zgaduję, że jakoś się z nim spotykałaś?
Przełykam ciężko.
- Od tamtej pory przychodzę prawię co noc.
- Hope, to pogwałcenie najważniejszych zasad tej placówki.
- Wiem, wiem ale - patrzę się w przestrzeń, szukając usprawiedliwienia.
Ale on jest taki piękny.
Wzdycham zrezygnowana.
- On tego potrzebuje - niemal szepcę.
Barbara przysuwa się bliżej mnie. W geście pocieszenia pociera moje plecy i zgarnia włosy za ucho. Przez chwilę czuję się, jakbym była przy mamie. Ona zawsze tak robiła.
- Niall co miesiąc przechodzi przez pewne testy, żebyśmy mogli obserwować jego postęp w rozwoju.
Unoszę lekko brwi.
- W tym miesiącu zachowuje się bardzo... inaczej niż zwykle.
- To znaczy?
- Myślę, że to twoja zasługa - jej uśmiech jest delikatny i ciepły jak majowy powiew wiatru. - Uśmiecha się, zjada swoje posiłki, nie panikuje, nie płacze. To duży postęp.

Kąciki moich ust drżą.
- Lubię go. - Potrząsam głową, jakby w potwierdzeniu tych słów.

- I co ja mam teraz zrobić?
Patrzę na nią pełna nadziei, ale też niepewności.
- Ach, dzieci - wzdycha, lecz uśmiech nie schodzi z jej ust. - Pójdę po niego - wstaje z kanapy.
- Co? Teraz?
- Tak. - Poprawia swoją spódnicę. - Chyba chcesz się z nim zobaczyć, prawda? Poza tym, macie sporo do porozmawiania. My mamy.
- Tak po prostu? A co z panem Fosterem? I Thomasem?
- Panem Thomasem - poprawia mnie tylko.

- Naprawdę?
- Tak, naprawdę. Zostaniesz tutaj z dyrektorem, a ja zaraz przyjdę z Niallem. Wyjaśnimy tę sprawę.

- O, Boże.
Barbara idzie w stronę drzwi. Jeszcze szybko ją zatrzymuję i przytulam. Na początku jest zdziwiona, mimo wszystko także mnie przytula i czuję, że to może być rzecz. 


__________

7 rozdział już za nami, ale to szybko leci! Mam nadzieję, że Wam się podoba. Napiszcie o swoich wrażeniach w komentarzach ♥
Poza tym, jak minął Wam pierwszy tydzień wakacji? Mój był bardzo... ekscytujący, w pozytywnym sensie. Teraz mam mnóstwo czasu na pisanie i pisanie, i pisanie. Szykuję także małą niespodziankę dla Was, lecz na razie nic nie zdradzam.
Dziękuję i do następnej środy! xxxx